7-8/2021

Noc cudów

Wartością słuchowiska W nocy lepiej widać głosy jest zwrot w stronę zaniedbywanej przez nas w ferworze codziennych spraw duchowości.

 

Tradycja dziadów, podczas których przywoływano duchy, w jakiejś mierze unosi się również nad sztuką Artura Grabowskiego. Wprawdzie w tym przypadku chodzi o postaci biblijne i z pewnością równie uprawnionym skojarzeniem będzie zachowanie Państwa Młodych z Wesela Stanisława Wyspiańskiego, którzy z podszeptu Racheli i Poety przywołują na swoje weselisko chochoła. Trudno jednak nie zauważyć, że główny bohater sztuki Grabowskiego odprawia podczas swojego programu radiowego osobliwy obrzęd, mający z dziadami wiele wspólnego. Jego nocny program w jakimś sensie stanowi misterium, które jego samego poprowadzi w zupełnie niespodziewane obszary.

W nocy lepiej widać głosy jest sztuką przewrotną, zbudowaną na pomyśle, by pod pretekstem wieczornego programu w fikcyjnym Radiu Razem stworzyć teatr wyobraźni w… teatrze wyobraźni. Metateatralność tekstu Grabowskiego polega przecież na nakreśleniu sytuacji audycji radiowej, z prowadzącym, który niczym guślarz przywołuje z pomocą żony rozmaite tajemnicze głosy. Szybko nabierają one dwuznacznego charakteru, podobnie jak prowadzone chaotycznie rozmowy Dziennikarza z bohaterami. Wśród ujawniających się rozmówców znajdują się: Maria, Jezus, Adam, Ewa oraz tajemnicza Siostra Faustyny, będąca medium pomiędzy prowadzącym i słuchaczami a samą obecno-nieobecną w eterze Faustyną. Taki osobliwy zestaw słuchaczy Radia Razem zapowiada nietypową audycję, w której trudno dokonać sztywnego podziału na Dziennikarza/Prezentera i odpytywanych w trakcie programu radiosłuchaczy. Mamy raczej do czynienia z postaciami, które zdecydowały się zabrać głos w sprawie prowadzącego audycję, z troską pochylając się nad jego życiem osobistym.

Wskazówki na temat tego, czego możemy się spodziewać, dostajemy właściwie od razu. Symbolika tekstu jest mocno wyeksponowana. Porą audycji jest godzina 22.22, mamy też do czynienia z czterdziestym czwartym odcinkiem programu. Skoro tak silnie akcentowana jest tematyka biblijna, to czytając tym kluczem, liczba czterdzieści odpowiada za „doświadczenie, próbę, ważny okres czasu”, czwórka odnosi się do spraw ziemskich i doczesnych, zaś dwójka to „potwierdzenie, pewność”. Wszystkie na swój sposób stanowią wykładnik tego, czego jako słuchacze jesteśmy świadkami. Wspomniana przewrotność tekstu Artura Grabowskiego objawia się jednak również poprzez akcentowany w tytule sztuki paradoks. Widzialność głosów ma tu jednak wymiar dosłowny – w zamyśle Dziennikarza z racji wyjątkowego charakteru słuchanej przez nas audycji jej bohaterowie (włącznie z prowadzącym) ukazać się mają na kamerach swoich urządzeń multimedialnych słuchaczom śledzącym audycję poprzez serwis Facebook. Pomysł ten nawiązuje do coraz liczniejszych materiałów wideo ze studia radiowego dokumentujących rozmowy z gośćmi audycji. Tutaj ma też funkcję dodatkowego obnażenia pod hasłem: „Nie mam nic do ukrycia”, którym dość pochopnie od początku audycji posługuje się Dziennikarz. Stąd też podtytuł sztuki: Moralitet audio-wideo. Prowadzący podkreśla również lejtmotyw swojego programu – miłość, co w dużej mierze prowokuje gości do interwencji w jego sprawie.

Szybko okazuje się, że bohaterowie zawieszeni są gdzieś pomiędzy fikcją a rzeczywistością nie tylko biblijną i wymykają się prostym klasyfikacjom. Sztuka rozgrywana jest w dwóch planach – oprócz wejść „na żywo” na antenę w programie prowadzonym w studiu przez Dziennikarza, śledzimy również muzyczne przerywniki, podczas których rozbrzmiewa „stary, dobry rock” (faktycznie słyszymy kilkusekundowe migawki hitów sprzed lat, m.in. Imagine Johna Lennona, Another Brick in the Wall Pink Floyd czy Stairway to Heaven Led Zeppelin). Te przerwy w programie ujawniają nie tylko radiową kuchnię. To właśnie wtedy kreowany na potrzeby audycji image Dziennikarza zostaje bezlitośnie obnażony podczas jego pełnych frustracji rozmów z żoną. Jako słuchacze poznajemy więc prawdziwe oblicze Dziennikarza, pełnego wyniosłej pogardy wobec swoich radiowych gości i przechodzącego głęboki kryzys małżeński. Zgryźliwości w relacji z żoną mogłyby doczekać się osobnej analizy, jednak istotniejsze jest to, że czar kokietującego odbiorców audycji mężczyzny pryska niczym bańka mydlana, a jako słuchacze zdajemy sobie sprawę z tego, że jego małżeństwo wisi na włosku. Nie do końca jasny status jego gości potęguje fakt, że – tak jak my – pozostają oni mimowolnymi świadkami małżeńskich złośliwości. I jak w bajce starają się doprowadzić do sytuacji, w której małżonkowie będą żyli długo i szczęśliwie.

Reżyser słuchowiska Tomasz Man uważnie wsłuchuje się w tekst sztuki Grabowskiego. Mam wrażenie, że doskonale wyczuwa obawy autora o stan społecznej wrażliwości, znajdującej się tutaj w stanie atrofii. Stąd figura dosłownie działającego pod publiczkę, upajającego się samym sobą Dziennikarza. To człowiek egocentryczny, skupiony na własnej wygodzie, zniecierpliwiony i przekonany o krzywdzie, jaką jest trwanie w jałowym związku z żoną, obwinianą o taki stan rzeczy. Kluczową rolę słuchowiska powierzono Marcinowi Czarnikowi, który wiarygodnie odgrywa napuszonego narcyza, zirytowanego niespodziewanym seansem, w jakim bierze udział. Katarzyna Strączek jako Żona Dziennikarza dobrze oddaje głęboko skrywane negatywne emocje i długo tłumioną złość na męża. Poznajemy ich w wyraźnym impasie, gdy najbardziej prawdopodobną perspektywą dla ich związku jest rozwód.

Co ciekawe, Tomasz Man sam zadbał o opracowanie muzyczne, uzupełnione o nagrane samodzielnie dźwięki gitary. Udźwiękowienie słuchowiska powierzył specjaliście: Andrzejowi Brzosce. Ten radiowy spektakl ożywiają postaci drugoplanowe. Najciekawszą rolę charakterystyczną ma Olga Sarzyńska, której Ewa jest roześmianą, nieco roztrzepaną chichotką. Oczywiście najmocniej intryguje postać Jezusa, którego Jędrzej Hycnar umiejętnie prezentuje jako oderwanego od ziemskiego świata mędrca. Ponadto w słuchowisku obsadzono Michalinę Łabacz (Siostra Faustyny), Wiktorię Gorodecką (Maria) i Mikołaja Roznerskiego (Adam). Pomimo urozmaiconych dialogów, trudno jednak przykryć monotonię wywołaną poprzez zaproponowaną przez Artura Grabowskiego formułę słuchowiska w słuchowisku. W pewnym momencie rytm powstały w efekcie ciągłego śledzenia Dziennikarza podczas wejść „na żywo” i poza nimi zaczyna nużyć. Podobnie dzieje się w przypadku bohaterów drugoplanowych. Chociaż część pozornie neutralnych pogawędek z gośćmi programu ma coraz mocniej zindywidualizowany charakter i coraz dobitniej odnosi się do Dziennikarza i jego małżonki, brakuje im nieprzewidywalności, z jaką prowadzony jest choćby wątek pobytu na pustyni. Intencje głównego bohatera i zmiana, jaka zachodzi w jego myśleniu pod wpływem udziału w programie niezwykłych gości, mimo wszystko rażą naiwnością. Wiernie podążający za autorem sztuki reżyser również wpadł w jej pułapkę, podczas nieoczekiwanej wolty ze strony Żony Dziennikarza. Pomimo inwektyw i licznych docinków ze strony sfrustrowanego małżonka lojalnie wspierająca go żona czuje nagle przemożny przypływ namiętności do męża, co kończy się perwersyjnym seksem w pracy. W finale sztuki Artur Grabowski stara się ponownie subtelnie zanegować status bohaterów. Trudno więc ostatecznie rozstrzygnąć, czy jako słuchacze byliśmy świadkami fantazji Dziennikarza, czy niezwykłego programu, w którym bohaterowie z kart Biblii, na kształt greckich bogów z Olimpu, postanawiają zaingerować w życie zbłąkanej ludzkiej duszy.

Na pewno wartością W nocy lepiej widać głosy jest zwrot w stronę zaniedbywanej przez nas w ferworze codziennych spraw duchowości. Diagnoza nas, ludzi współczesnych, jako pozbawionych duchowej busoli, z pewnością jest trafna, podobnie jak spostrzeżenie, że nasze społeczeństwo się sekularyzuje, a wszelkie przejawy zaangażowania religijnego, w tym rozmowa o Bogu i odczuwaniu Bożej obecności, traktowane są w towarzystwie w najlepszym razie z ironicznym przymrużeniem oka. Taką strategię obronną prezentuje też Dziennikarz. Nie brakuje przy tym dowcipu i balansowania na granicy żartu, przez co autor sztuki rozluźnia atmosferę spotkania ze świętymi. Ten plan wypada dużo bardziej przekonująco niż wątek osobisty Dziennikarza i jego żony, który wpada w banał nieoczekiwanego szczęśliwego zakończenia. Szkoda, że tak zdecydowanie za autorem podąża też reżyser, przez co słuchowisku nieco brakuje dystansu. Dzięki temu przewrotny dualizm sztuki byłby silniej obecny. Jednak tylko od nas zależy, czy dostrzeżemy w niej wiarę jako fundament szczęścia, czy też naiwną przypowieść w parabiblijnym wydaniu.

Teatr Polskiego Radia

Scena Teatralna Trójki

W nocy lepiej widać głosy Artura Grabowskiego

reżyseria Tomasz Man

reżyseria dźwięku Andrzej Brzoska

premiera 25 kwietnia 2021

recenzent teatralny, absolwent polonistyki i slawistyki UG.