
Kilka ważnych pojęć (po polsku)
Teatr Żydowski od kilku już lat nie ma stałej siedziby w Warszawie, poza niewielką sceną przy ulicy Senatorskiej 35. Produkuje za to coraz ciekawsze spektakle, korzystając z gościnności innych scen. Maja Kleczewska Malowanego ptaka wyreżyserowała w Teatrze Polskim w Poznaniu, a Golema pokazała w warszawskim ATM Studio. Z kolei Anna Smolar Kilka obcych słów po polsku zrealizowała w Teatrze Polskim w Warszawie. Aktorzy Teatru Żydowskiego występują też w Nowym Świecie Muzyki czy Klubie Dowództwa Garnizonu Warszawa. Postawa szefów wszystkich tych instytucji to przykład rzadkiej dziś solidarności, czyli takiej postawy – przypomnijmy na wszelki wypadek – która polega na rezygnacji z własnych interesów na rzecz dobra wspólnego. Dobrem tym jest żywa obecność kultury żydowskiej w Polsce współczesnej, niesprowadzona do poziomu muzeum, archiwum czy na przykład teatralnego skansenu, którym niestety przez lata był Teatr Żydowski.
Znam status Teatru Żydowskiego, wiem, jakie cele wyznaczyła sobie obecna szefowa tej sceny, a także jak państwowy mecenas uzasadnia przekazywane jej dotacje. Mam jednak nadzieję, że szczęśliwa decyzja Gołdy Tencer, by zaprosić do współpracy zdolnych reżyserów młodszej generacji, trwale zmodyfikuje profil prowadzonego przez nią teatru. Nie tylko zresztą estetyczny, także światopoglądowy. Na razie artyści ci skupili się na trudnych, polsko-żydowskich relacjach i na analizie świadomości dzieci i wnuków ofiar Zagłady oraz Marca ’68. Niewykluczone jednak, że już wkrótce na scenie Teatru Żydowskiego ci sami twórcy – w sobie właściwy sposób – podejmą także inne problemy, którymi żyje współczesny świat. Zwiastunem tej zmiany byli Kibice Michała Buszewicza pokazani w Nowym Teatrze w Warszawie.
„Kultura to wszystko to, co ludzie myślą, robią i posiadają jako członkowie społeczeństwa” – powiada Piotr Sztompka (za amerykańskim socjologiem Robertem Bierstedtem), i wyjaśnia, że myślenie prowadzi do poznania prawdy, robienie do pomnażania dobra, a posiadanie do tworzenia piękna. Etyczne wartości kultury są więc równie ważne, jak wartości filozoficzne i estetyczne, o czym najlepiej przekonujemy się w sytuacji kryzysowej, kiedy dobro wspólne zostaje naruszone. Właśnie w takiej sytuacji znalazł się Teatr Żydowski, z powodu partykularnych interesów poszczególnych ludzi i firm zmuszony do opuszczenia swojej siedziby. Bez własnej sceny zbyt długo by się nie utrzymał na powierzchni życia publicznego. Dlatego decyzję o przekazaniu zespołowi Teatru Żydowskiego remontowanej właśnie sceny Teatru Na Woli uważam za wyraz tej samej solidarności, którą wcześniej wykazali się dyrektorzy gościnnych teatrów i klubów. Teatr Na Woli już dawno stracił swój specyficzny charakter, aktorzy żydowscy mają więc dobrą szansę tchnąć w jego mury nowe życie.
Solidarność – wyjaśnia Sztompka – to jedna z sześciu wartości szczegółowych, które w pozytywny sposób kształtują relacje międzyludzkie. Pozostałe to zaufanie, lojalność, wzajemność, szacunek i sprawiedliwość. O lojalności w tym numerze „Teatru” mówi Anna Smolar, która w Teatrze Żydowskim „na wygnaniu” zrealizowała już dwa spektakle. „Ciekawe wydaje mi się pojęcie lojalności – wobec czego jako twórcy albo też osoby prywatne powinniśmy być lojalni? Jak określamy granice tej powinności?” – zastanawia się polsko-francuska reżyserka o żydowskich korzeniach w rozmowie z Karoliną Felberg. Swoje pytania formułuje ze względu na dobro wspólnoty, z której wyrasta, i jest w tym uważna, otwarta, czuła na pokoleniowe różnice i środowiskowe potrzeby. „Mówiąc o powinności wobec kultury żydowskiej – stwierdza Smolar – często nieświadomie powielamy jakieś stereotypy dotyczące tradycji i nowoczesności. Wtedy chyba nic nie działa lepiej niż wsłuchiwanie się w wielogłos: jedni powiedzą, że kluczowa jest obrona jidysz, inni – że praca pamięci, a kolejne osoby będą podkreślały konieczność tworzenia miejsca dla całkowicie współczesnej narracji, odpowiadającej na rzeczywistość”. Przeciwna wszelkim stereotypom postawa reżyserki dobrze wróży Teatrowi Żydowskiemu, i myślę sobie nawet, że Smolar, po Esterze Kamińskiej, jej córce Idzie oraz Gołdzie Tencer, mogłaby być kolejną charyzmatyczną liderką tej sceny.
Wróćmy jednak do lojalności, której przeciwieństwem – jak przypomina Sztompka – „jest wymuszone siłą lub zagrożeniem represji oportunistyczne posłuszeństwo. Kimś innym niż człowiek lojalny jest klakier, akolita, usłużny potakiewicz”. Taka postawa nigdy w polskim teatrze nie była popularna i obecnie także nam nie grozi. Na szczęście, bo teatr posłusznych klakierów, akolitów i potakiwaczy to żałosna instytucja. Problem w tym, że polskie sceny progresywne zdominowała dziś postawa, która z lojalnością także nie ma wiele wspólnego. Posłuchajmy raz jeszcze socjologa: „Lojalność pozwala liczyć, że ktoś, kogo obdarzyliśmy zaufaniem, wobec kogo postępujemy szlachetnie, nie wykorzysta tego przeciwko nam, nie będzie nas obmawiał za naszymi plecami, będzie nas bronił wobec osób trzecich, a dobro, które mu powierzyliśmy (pożyczkę pieniężną, samochód, mieszkanie, dziecko pod opiekę itp.), będzie odpowiednio chronił i w swoim czasie je zwróci”. Ciekawe, ilu innych polskich artystów teatru skłonnych byłoby słowem „lojalność” określić swój stosunek do wspólnoty, z której się wywodzą?