3/2022
Obrazek ilustrujący tekst Obserwator z peronu

Obserwator z peronu

 

Szukając utworów najlepiej odzwierciedlających rzeczywistość ostatnich kilku lat, prawdopodobnie należałoby sięgnąć po felietonistykę. Przecież to właśnie oko felietonisty ma niezwykłą wręcz zdolność do spostrzegania szczegółów, których nikt inny nie widzi. Lub jeśli widzi, to nie ma odwagi ich opisać. Felietoniści, chwytając detale oraz uruchamiając ciągi skojarzeń słownych, wizualnych, a czasem także dźwiękowych, kreślą subiektywną wizję fragmentów świata, pośrednio dokumentując zarówno samą rzeczywistość, jak i siebie w tej rzeczywistości. Taki obraz, składający się ze szczegółów wyłowionych przez Tadeusza Nyczka, przedstawia tom felietonów Nawozy sztuczne dla starców i młodzieży.

Zbiór ten jest bezpośrednią kontynuacją Nawozów sztucznych dla artystów i sprzątaczek. W pierwszej z książek, wydanej przez Wydawnictwo Literackie, zostały zebrane felietony publikowane w czasopiśmie „Dialog” w latach 2008–2014. Wydania kolejnej partii „dialogowych” tekstów, z lat 2015–2020, podjęło się nowo powstałe wydawnictwo Żywosłowie. Zebrane w książce artykuły, które – jak pisze Tadeusz Nyczek – „dla uproszczenia można nazwać felietonami” (s. 3), ułożone są w kolejności chronologicznej, czyli w takiej, w jakiej pojawiały się na kartach miesięcznika redagowanego przez Jacka Sieradzkiego. Intrygujący tytuł książki to nic innego jak powielona nazwa felietonowego cyklu „Nawozy sztuczne”. Agronomiczna metafora wskazuje, w założeniu autora, na potencjalną pożyteczność felietonów-nawozów dla czytelników. Choć wiele również zależy od właściwego użytkowania.

Dlaczego jednak nowy tom przeznaczony jest właśnie „dla starców i młodzieży”? Ano dlatego, że ma być po prostu dla wszystkich. Zarówno dla tych, którzy będąc rówieśnikami Nyczka, razem z jego felietonami powracać będą – czasem z mniejszym, czasem z większym sentymentem – do przeszłości, a teraźniejszość będą oglądać z podobnie bogatym bagażem życiowych doświadczeń. Jak i dla tych znacznie młodszych, którzy swoje dotychczasowe nieliczne przeżycia są w stanie pomieścić w worku na kapcie. Mimo to również oni mogą przeżywać z wypiekami na twarzy Nyczkowe powroty do przeszłości, które czasem zdają się być podróżami na inną, choć pod pewnymi względami całkiem podobną do naszej, planetę. Ale czy aby na pewno Nawozy sztuczne są przeznaczone dla wszystkich? Wiek nie jest tu przeszkodą – leży ona gdzie indziej. Nie bez przyczyny tak często wspomina Nyczek o obecnych dziś w Polsce antagonizmach, by łudzić się, że jego teksty znajdą akceptację po obu stronach politycznej i światopoglądowej barykady.

O teatrze krytyk pisze coraz rzadziej. Teatralne sprawy pomału odchodziły na dalszy plan już w pierwszej części Nawozów sztucznych, w drugiej jest ich jeszcze mniej. I chyba wcale nie dlatego, że – jak twierdzi autor – o teatrze napisał już wystarczająco dużo. Po prostu dziś większe dramaty dzieją się nie na scenie, ale poza nią. Kreśli więc Nyczek w swoich felietonach obraz czasów, w których żyje, wyraziście portretując nie tylko sytuację kulturalną, ale coraz częściej również społeczno-polityczną.

Powroty do przeszłości niejednokrotnie sąsiadują na stronach Nawozów sztucznych z diagnozami teraźniejszości. Nierzadkie wycieczki do czasów PRL, tak z perspektywy prywatnej, jak i zawodowej, wynikają z różnych potrzeb. Czasem to wydarzenia współczesne uruchamiają skojarzenia i prowadzą Nyczka do sytuacji z przeszłości, jak na przykład w felietonie Szkoła dziwaków, gdy strajki nauczycieli stały się pretekstem do wspominania szkolnych lat autora. Impuls był może niezbyt optymistyczny, za to opowieści o Nyczkowych belfrach okazały się naprawdę zabawne (choć chyba najbardziej zabawnym tekstem w tym tomie jest Wizyta – opowieść o pewnym dyrektorze, któremu ku jego rozpaczliwemu przerażeniu próbowano w latach osiemdziesiątych zaproponować objęcie dyrekcji propagandowego Teatru Rzeczypospolitej). Wspominanie przeszłych wydarzeń ma jeszcze jedną funkcję – wskazuje na nią niejako sam autor, pisząc o Czesławie Miłoszu: „Spłacał dług drobiazgom, które go kiedyś kształtowały” (s. 48). A przecież to samo można by powiedzieć o Nyczku i jego felietonach. Wspomnienia o teatrze studenckim, o ludziach, których spotkał autor na swojej drodze (na przykład o Adamie Hoffmannie – malarzu i rysowniku, który był nauczycielem Nyczka w krakowskim Liceum Sztuk Plastycznych), czy o lekturach, w których zaczytywał się niegdyś autor (na przykład Obcy Alberta Camusa) – to przecież również spłacanie długu wobec przeszłości, która sprawiła, że dziś jest Nyczek taki, jaki jest.

Czasem to wydarzenia z przeszłości stają się kontekstem do pisania o teraźniejszości. Nie chodzi jedynie o szukanie analogii między sytuacją polityczną PRL a dzisiejszą (choć i to Nyczek robi, na przykład porównując reakcje władzy na Dziady w reżyserii Kazimierza Dejmka w 1968 i Klątwę Olivera Frljicia w 2017 roku), ale przede wszystkim o pokazanie procesów kulturowych, społecznych i politycznych. Wczoraj i dziś łączy więc Nyczek po to, by przedstawić przemianę świata. A przy tym szuka dla opisania tych transformacji różnorodnych form. Czasem bliżej im do krótkich esejów, innym razem do opowiadań. Analizy procesów lub zjawisk w tonie serio, usiane cytatami z mistrzów słowa, sąsiadują z dialogami prowadzonymi przy faszerowanych jajkach podczas towarzyskich spotkań.

Teraźniejszość coraz częściej przybiera w Nawozach sztucznych czarne barwy. Wbrew lekkiemu źródłosłowowi felietonu (francuskie „feuille” to „liść”, „płatek” lub „kartka”) teksty Nyczka mają swój ciężar. Większy niż w poprzednim tomie Nawozów sztucznych. Więcej w nich pesymizmu i rezygnacji związanej z sytuacją społeczną i polityczną kraju. Pisze bowiem Nyczek o polaryzacji społecznej i coraz wyraźniejszych antagonizmach (Klincz), o „władzożercach” (Anomalia), stanie demokracji w Polsce (Demokracja), przemocy fizycznej i informacyjnej (Wojna i pokój), konsumpcjonizmie (Wielkie żarcie), a pod koniec felietonowej serii również o pandemii koronawirusa (Pętla, Nie ma teatru). Coraz częściej rezygnuje z optymistycznych puent, dając na kolejnych stronach ujście negatywnym emocjom i nie kryjąc rosnącej irytacji. Pojawiają się mocne słowa. „Budzę się rano i nienawidzę” (s. 92) – pisze w felietonie Klincz. Trudno po takim wyznaniu przejść jak gdyby nigdy nic do kolejnego tekstu. Te słowa pozostają dłużej niż zabawne anegdoty. Jeśli przyjąć, że Nawozy sztuczne są obrazem ostatnich kilku lat, to diagnozy Nyczka wyglądają niezbyt optymistycznie. Takie felietony, jaka rzeczywistość. A ta coraz rzadziej daje powody do śmiechu.

Jednak żeby było jasne – Nyczek nie jest zadeklarowanym defetystą, nie czyni z każdego tekstu strumienia pesymistycznych myśli, kreśląc wyłącznie katastrofalne wizje rzeczywistości, a świat przedstawiając jedynie jako miejsce zdegenerowane. Już w ponurych latach osiemdziesiątych, na przekór smutnej rzeczywistości, potrafił wynajdywać „małe poszczególności”, czyli perełki w otaczającej go szarzyźnie. Niejednokrotnie pisze przecież Nyczek w Nawozach sztucznych o ludziach, których ceni. I robi to pięknie. Schaeffera nazywa „jednoosobowym kombajnem wieloczynnościowym” (s. 248). Różewicz to „zegarmistrz precyzyjnie dobieranych, oszczędnych słów” (s. 215). O Agnieszce Kosińskiej, sekretarce Czesława Miłosza, pisze: „Planeta pozbawiona słońca krąży bezładnie po chwiejnych trajektoriach, szukając ciepłych śladów intensywnej przeszłości, teraz zamienionej w wypełnianie pustych kartek zobowiązań wobec spuścizny” (s. 58). Nie ma wątpliwości, przed czyją pracą autor pochyla głowę. Nyczek często odwołuje się do cenionych przez siebie twórców, czasem analizując ich utwory, innym razem przywołując je jako kontekst lub podpierając swoje rozważania dobrze dobranymi cytatami. Gdyby tytułowa młodzież zastanawiała się, co powinna czytać, to w Nyczkowych felietonach odnajdzie obszerny kanon lektur.

Jest jednak ten zbiór felietonów, podobnie jak poprzednia część, również zapisem procesu odchodzenia. Katalogiem portretów tych, których w ostatnich latach zabrakło. Sam Nyczek pisze o tym podzbiorze wśród swoich felietonów, patrząc z perspektywy czasu na poprzednią książkę: „W dodatku co parę stron trup. Ten umarł, tamten nie żyje, masakra jakaś, same mowy pogrzebowe. […] W sumie nie jest tego tak dużo, ale ton funeralny daje się odczuć całkiem wyraźnie” (s. 34). Nyczek niby żartuje, próbując pokryć ironią żal po śmierci cenionych przez niego twórców. A jednak i w drugiej części Nawozów sztucznych nie brak pożegnań: Tadeusza Konwickiego, Stanisława Barańczaka, Janusza Głowackiego, Bogusława Schaeffera i Wojciecha Pszoniaka. Nyczek ma rację: „Świat takich jak Wojtek powoli blaknie i sypie się w popiół” (s. 312). I choć z tekstów wyłania się nowy – choć jeszcze nie wiadomo, czy na pewno wspaniały – świat, to tamtego odchodzącego naprawdę żal.

W jednym z felietonów autor Nawozów sztucznych pisze: „Pora wyznać, że niewiele już muszę i wcale nie pali mi się nadążać za duchem czasu. Jeżeli coś mi pozostaje, to raczej przyglądanie się z peronu biegowi rzeczy niż wskakiwanie do kolejnego pociągu” (s. 62). Jednak jego „przyglądanie się z peronu biegowi rzeczy” to przecież bardzo uważna obserwacja dynamicznej rzeczywistości. Siedzący na peronie Nyczek – pozostając przy tej zaproponowanej przez niego kolejowej metaforze – widzi i słyszy przecież niejedno. Nie tylko wie, w którą stronę jadą poszczególne pociągi, ale też pozostaje czuły na zmiany, na bieżąco zapoznając się z ciągłymi aktualizacjami rozkładów jazdy. Na dodatek celnie punktuje opóźnienia, awarie i inne nieprawidłowości w kolejowej infrastrukturze, tak współczesnej, jak i dawnej. Może rzeczywiście Tadeusz Nyczek nie wskakuje już do pociągu, szczególnie rozpędzonego, ale zbiór jego felietonów pokazuje, że za duchem czasu nadąża jak mało kto.

 

autor / Tadeusz Nyczek

tytuł / Nawozy sztuczne dla starców i młodzieży

wydawca / Żywosłowie

miejsce i rok / Kraków 2021

doktorantka UŁAutorka książki Rzeczywistość (nie)opisana. Życie teatru na łamach prasy branżowej w latach 1983-1989 (2020).