9/2022
Antonina Grzegorzewska

Kobieta foka

Pomysł na ten felieton przyszedł mi do głowy w trakcie prac hydraulika. Próbował on wyciągnąć z syfonu umywalki kolczyk, który wyśliznął mi się z rąk. Siedziałam w fotelu przy łazience, słysząc piłowanie skomplikowanej konstrukcji syfonu i oddawałam się lekturze opowiadania Josepha Rotha Nosiwoda Mendel. Było jednak pewnym zbiegiem okoliczności czytanie w hydraulicznej atmosferze takiego oto fragmentu: „Kurek nie był szczelny i gdy dzieci milkły na moment, słychać było kapanie wody, jasne, szklane, twarde, nieubłaganie rytmiczne, niby uparte ostrzeżenie. I wydało się Mendlowi, że owe krople wody śpiewają wyłącznie dla niego i do niego. Po raz pierwszy w życiu poczuł łagodną więź z wodą – z żywiołem, z którego żył od przeszło pięćdziesięciu lat: pomyślał o swoich konewkach w domu. […] Choć nigdy nie słyszał o wodnikach, w tym momencie wpadło mu do głowy, że jest z wodnego świata, jak ryba, jak żaba, jak wodorosty”.

Motyw kobiety foki interesuje mnie od dawna, a właściwie od czasu, gdy zobaczyłam piękny spektakl Wilsona Kobieta z morza. Podstawę spektaklu stanowił dramat Susan Sontag inspirowany sztuką Ibsena Kobieta morska. Po latach udało mi się uzyskać kserokopię egzemplarza inspicjenckiego z Teatru Dramatycznego, w którym grano to przedstawienie i mogłam docenić pracę Sontag. Selkie, celtycka baśń o kobiecie foce, która zrzuca swoją skórę i przemienia się w kobietę, bywa interpretowana na wiele sposobów. Przede wszystkim psychoanalitycznie (na przykład w Biegnącej z wilkami Clarissy Pinkoli Estés). Zew morza w baśni jest tak silny, że każe kobiecie foce po latach niespełnienia odnaleźć foczą skórę w skrzyni i na zawsze już wrócić do morza, zostawiając męża i dzieci (u Ibsena przebieg akcji jest inny, a jądrem dramatu staje się możliwość wolnego wyboru, co pacyfikuje ostatecznie szaleństwo).

W opowiadaniu Sigrid Undset Pani Hjelde kochanek głównej bohaterki, byłej aktorki („grałam Biankę w Otellu”), przytacza baśń o „dziewicy, która przeistacza się w łabędzia”. Sugeruje on matce kilkorga dzieci, że motyw ukrycia łabędziej „szaty puchowej” przez rybaka wiąże się z jej własną historią, życiem sprowadzonym jedynie do codziennego żmudu. Rybak z baśni „nie wiedział wcale, że kobieta wygląda oknem i schnie z tęsknoty” – to aluzja do męża pani Hjelde, który skądinąd wcale nie zmuszał jej do porzucania wątłej aktorskiej kariery. Opowiadanie Undset łączy celtycką baśń z Ibsenem: ostatecznie pani Hjelde wybiera męża i dzieci, zanim to jednak zrobi, przywdzieje metaforycznie foczą skórę, aby zobaczyć, że nurkowanie w głębinach jest właściwie ryciem po kamienistym dnie…

W skandynawskim arcydziele dla dzieci Dzieci z Bullerbyn pojawia się Wodnik. Widzi go rzekomo Jan, stary młynarz. „Na kamieniu w wodzie, tuż przy zaporze młyńskiej, grał on na skrzypcach tak pięknie, że Jan nie mógł powstrzymać się od płaczu. […] Wiosną Wodnik bardzo lubi siedzieć tu i grać po nocach”.

Skandynawska tradycja wodna związana jest z fiordami, legendami o trollach, ale i z rybołówstwem. Kobieta foka też w jakimś sensie połknęła haczyk…

To natura dzika, która żyje wobec wiecznego albo-albo. Życie na lądzie wiąże się z ryzykiem utraty foczej skóry i brakiem możliwości powrotu w sferę swojej wolności twórczej. Funkcjonujące potocznie określenie czyjejś postawy życiowej jako „mieszczańskiej” lub „drobnomieszczańskiej” oznacza nie tylko specyficzny „guścik” zajmujący miejsce „gustu”, lecz także stłumienie tęsknot, zabicie ducha wyzwań w sobie, zaniechanie siłowania się z poprzeczką, która luźno dynda, nie wadząc nikomu, zamiast podnosić się w naprężeniu przed naszym skokiem… To postawa, w której foczą skórę złożoną w kostkę chowa się na dnie skrzyni. Brak zainteresowania tym, aby stała się ubraniem równoległym, powoduje, że robi się zetlała i bezpowrotnie nieużyteczna. Jednocześnie uczynienie z niej jedynego życiowego odzienia przekształca ją w uniform, upiorny jak wszystko, co nie ma alternatywy.

W 2017 roku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie pokazało wystawę, której tytuł stanowił cytat z wiersza Norwida: „Syrena herbem twym zwodnicza”. Prace kilkudziesięciu artystów z całego świata pokazywały bardzo różne interpretacje syreny, jej rozmaite wyobrażenia, których jedyną niemalże cechą wspólną był fakt hybrydowej budowy, i to nie zawsze łączącej postać kobiety z rybą. Uderzała mroczna, nawet demoniczna aura syrenich przedstawień. Wystawie towarzyszył dźwięk syrenich odgłosów, bynajmniej nie operetkowy (pamiętam z dzieciństwa taki operetkowy walczyk: „Tak jak syreni śpiew ten walczyk nęci, niechaj w głowie nam zakręci…”). Dziwny, nieco futurystyczny śpiew nagrywany pod wodą przez amerykańską performerkę Julianę Snapper.

Oddzieliłabym jednak zdecydowanie syrenę, byt nieco kaleki, od kobiety foki, istoty wyemancypowanej, której, idiotyczny w sumie, syreni śpiew nie dotyczy, przynajmniej w greckim ujęciu znanym z Odysei.

Kobieta foka wygrzewająca się na kamienistym nadmorskim brzegu, otoczona foczą rodziną – to mój ideał.

plastyczka, dramatopisarka, autorka m. in. dramatów On, Ifigenia, Migrena, laureatka konkursu „Dramatopisanie”, w ramach którego napisała dramat La Pasionaria.