
Z lotu ptaka
Jackowi Kopcińskiemu
„Żadna książka się nie kończy; książki nie są długie, tylko szerokie. Strona, jak wynika to również z jej kształtu, jest jedynie drzwiami do ukrytej obecności książki albo raczej do innych drzwi prowadzących do kolejnych. Skończyć książkę oznacza otworzyć ostatnie drzwi, aby nie zamknęły się więcej, ani one, ani żadne z tych, które już zdążyliśmy otworzyć, by przekroczyć ich próg oraz wszystkich tych, które otwierały się nieustannie, otwierają się w dalszym ciągu, otworzą się w odwiecznym zgrzycie zawiasów. Książka skończona jest nieskończona, książka zamknięta jest otwarta; cała książka skupia się wokół nas, wszystkie strony są jedną stroną, wszystkie drzwi, widzialne i niewidzialne, są jednymi jedynymi drzwiami, otwartymi na oścież, tak że nie tylko mogę przekroczyć próg, lecz również drzwi stały się progiem samych siebie, przechodzę przez nie, przez wszystkie drzwi można przejść, nie da się odróżnić drzwi otwartych od drzwi zamkniętych, drzwi prowadzą do innych drzwi, nic nie jest zamknięte, wszystko jest otwarte, nic nie jest otwarte”.
Niewielka książeczka Giorgia Agambena Pinokio. Przygody pajacyka podwójnie skomentowane i potrójnie zilustrowane to egzegeza arcydzieła Carla Collodiego, odwołująca się w znacznej mierze do interpretacji zrobionej przez Giorgia Manganellego w książce Pinocchio: un libro parallelo wydanej w 1977 roku. Manganelli jest również autorem powyższego cytatu, którym Agamben rozpoczyna epilog swojego szkicu o Pinokiu.
Wprawdzie interpretacja przygód Pinokia poczyniona przez obu autorów, mimo swoistej brawury, kompletnie mnie nie przekonała, sama jej lektura była przyjemna, bo znowu pozwoliła zanurzyć się w świecie drewnianego pajacyka. Pinokio to chyba najczęściej czytana przeze mnie książka, znam też doskonale Collodi, miasteczko w Toskanii, słynne z faktu, że to z niego pochodził ceniony autor. Związki Pinokia z teatrem są od dawien dawna rozpoznane. Zderzenie z Traktatem o marionetkach Kleista, wątki z komedii dell’arte, tropy związane z cyrkiem – to jedne z wielu motywów interpretacyjnych, które podejmują Manganelli i Agamben. Moją uwagę przykuła jednak analiza ostatniej sceny, w której Pinokio-chłopiec patrzy na Pinokia-pajaca siedzącego jak martwa lalka na krześle. Właśnie ten typ spojrzenia, z góry, z zewnątrz, z lotu ptaka, zderzony z owym obrazem niekończącej się opowieści, ciągle otwieranych drzwi, których przekraczanie wiąże się niekiedy z dźwiękiem „zgrzytu zawiasów”, wiecznej podróży w rozszerzającej się przestrzeni, jest spojrzeniem transgresyjnym, wiąże się z przemianą, wobec której bohater zajmuje pozycję zwycięską i wyższościową. To spojrzenie imperatora, posiadacza, zwycięzcy. Przeszłość, którą możemy omieść wzrokiem, tylko pozornie się skończyła, bo jednocześnie, skoro „nie da się odróżnić drzwi otwartych od drzwi zamkniętych”, wydaje się być otwartą na oścież, gościnną bramą przyszłości. Epilog, który depcze po piętach prologowi.
Nie ma chyba bardziej dosłownej perspektywy patrzenia z góry na rzeczywistość niż perspektywa ptaka. Wykorzystywana jest ona w baśniach (choćby w Cudownej podróży), ale i w samym Pinokiu, gdy ten przemieszcza się na grzbiecie wielkiego gołębia. W realnym życiu takim doświadczeniem jest lot na paralotni. Krakowski malarz Mirosław Sikorski, czynny paralotniarz, tak relacjonuje swoje doświadczenie szybowania:
„Znalezienie się w niemal pozbawionym roślinności pejzażu skalistym jest oderwane od tego, czym jest doświadczenie przestrzeni w wymiarze potwierdzonym realiami naszego codziennego funkcjonowania. Takie doznanie jest czymś na kształt przebywania w rzeczywistości jakiejś nadrealnej scenografii, gigantycznych rozmiarów, wypełnionej powietrzem i światłem; zjawiskowym efemerycznym spektaklem, który staje się czymś przejmująco rzeczywistym, gdy uświadamiam sobie, że będzie trwał, kiedy mnie tam już od dawna nie będzie. […] To skalne pustkowie posiada własną, całkowicie autonomiczną wobec obecności ludzi rację i rytm istnienia, której chwilowo jestem świadkiem przez to, że czuję zapach rozgrzanej skały i zawroty głowy wywołane ciśnieniem mas powietrza”.
Zwraca on również uwagę na fakt dziwnej perspektywy zaczynającej się od pewnej wysokości, w której „wysoko” zmienia się w „daleko”.
„Jedną z najistotniejszych umiejętności w lataniu swobodnym jest wykorzystanie ruchów wstępujących mas rozgrzanego powietrza do nabierania wysokości. […] Unifikacja żywiołu ziemi i powietrza nie jest metaforą, lecz realnym połączeniem warunków geograficznych i meteorologicznych, dającym człowiekowi szansę skutecznego poruszania się w powietrzu w sposób bardzo podobny do ptaków, które szybują”.
Los człowieka zależy od meteorologii. Dramat teatralny to przestrzeń, w której los jest okrutnym graczem. Nie ma teatru bez losu. Nie ma dobrych dramatów, których losem nie byłyby ciągłe nowe otwarcia z „odwiecznym zgrzytem zawiasów”. Nie ma też lotu bez zostawienia swoich śladów na ziemi, które „będą trwać, kiedy nas już tam nie będzie”.