
Zuzanna Waś
Warszawskie pasaże: Pasaż rozmachany
1.
Machałem rękami. Rozeźlony głupio. Tłumaczyłem bez sensu słowa i czyny, których nie da się wytłumaczyć, bo pochodzą ode złego. Machałem w parku Skaryszewskim. Aż podbiegł pies. Mały, zakręcony, radosny.
Macham, ręką – on macha łapką.
Ja lewą, on prawą. Ja prawą – on lewą.
Strzyknę śliną – zaszczeka.
Łypnę – merda.
„Marcel” – usłyszałem. Pies – pobiegł za głosem.
To był Marcel. Marcel Jousse.
2.
Marcel dręczył mnie od dawna. Jako Jousse, a teraz jako pies. Marcel Jousse był francuskim jezuitą, autorem dziesiątków tysięcy stron poświęconych antropologii Gestu, których nie napisał, ale je powiedział. Stronice zapisali jego uczniowie. Przed śmiercią jezuita pomagał uczniom porządkować swą dziwaczną naukę. W archiwach Sorbony, w Collège de France i w archiwach fundacji jego imienia znajdują się stenogramy i kopie stenogramów wykładów. U Gallimarda ukazał się blisko tysiącstronicowy wybór jego nauk pod nadrzędnym tytułem L’Anthropologie du Geste, składający się z trzech części: L’Anthropologie du Geste (Antropologia Gestu), La Manducation de la Parole (Przystępowanie do Słowa), Le Parlant, la Parole et le Souffle (Mówiący, Słowo i Tchnienie). Całość swoich prac ów jezuita tytułował jeszcze inaczej, myśląc o Nauczycielu, który działał Słowem i zwał się po aramejsku Jeszua z Nazaretu: La cristalisation vivante des Perles-Leçons (Żywa krystalizacja Perłowej Nauki lub Żywa krystalizacja Lekcji-Pereł).
3.
W roku 1934, dwadzieścia siedem lat przed śmiercią, Jousse powiedział w Amfiteatrze Turgot na Sorbonie: „Kiedy będziecie mnie czytać, zabraknie mnie żywego pośród was, przynajmniej nie będę pośród was całkiem. Książka nie odda mojej biedy, walki, zmagań z frazą, z wysłowieniem, z rytmem, z rozkołysaniem wypowiedzi, z łączeniem ogniw w tym wszystkim, co tworzy żywą mowę ludzką. Nie usłyszycie mego głosu, nie będę już pośród was cały żywy i drżący, a przecież człowiek myśli całym ciałem.
W napisanym działa zupełnie inny mechanizm. W pisanym znika bezpośredni kontakt między człowiekiem i człowiekiem. Myśl jest rzucona, twórczość stworzona, interpretacja każdemu otwarta. Dlatego rzec można, że uczeń, wcześniej czy później, zdradzi mistrza.
Być może w takiej chwili zaczynamy samych siebie przeżywać. Kiedy mnie rozgrywa każdy z osobna na swój obraz i podobieństwo…”.
4.
W parku Skaryszewskim on mnie przeczytał, naśladował i przedrzeźniał. Z Baru pod Pstrągiem, w którym siedział przed chwilą w pomiętym płaszczu, przy piwie. Widział mnie, plwającego, i postanowił pomóc. Metamorfozą.
5.
Marcel Jousse urodził się w chłopskiej rodzinie analfabetów w roku 1886, w zapadłej wsi Beaumont-sur-Sarthe. Matka nauczyła go Ewangelii z pamięci, zgodnie z tradycją. Jako czternastoletni chłopiec Marcel Jousse znał już hebrajski, aramejski, grekę i łacinę, dzięki staraniom wiejskiego wikarego, który podziwiał zdolności językowe młodzieńca.
Na początku lat dwudziestych szukał odosobnienia w karmelu w Jersey, studiował z Gabrielle Desgrées du Loû, niezwykłą chłopką z Bretanii, rytm i starodawne pieśni palestyńskie.
Od roku 1932 wykładał w Amfiteatrze Turgot na Sorbonie. W tym samym roku utworzono dlań katedrę antropologii lingwistycznej w Ecole d’Anthropologie de Paris oraz Instytut Rytmo-Pedagogiczny, którym kierował. Po raz ostatni wykładał na Sorbonie w roku 1957. Zmarł w 1961. Potem powtórzył wykładania dla mnie – w parku Skaryszewskim.
6.
Marcel Jousse studiował Jezusa. Jego żywe Słowo. Pochylał się z uwagą nad dostępnymi wariantami Ewangelii, tekstami napisanymi, czyli wedle jego nazewnictwa – „martwymi”, po to, by odkryć w nich „żywe gesty”. Jousse umieszczał Jezusa w kontekście historycznym, w jego etnicznym i językowym środowisku aramejskim, w tradycjach pedagogiki rabbich Izraela.
Jousse postrzegał Jezusa jako Wskaziciela: odkrywającego w ludziach najgłębszą prawdę ich aktów fizycznych, i twierdził, że właśnie dlatego „prawdziwe chrześcijaństwo do tego stopnia góruje nad partykularyzmem etnicznym, że zdaje się tryskać z najgłębszych głębi człowieka”, z głębin Tradycji uosobionej we wcielonym Słowie żywym, zwanym przez Jousse’a Jego aramejskim imieniem: Rabbi Jeszua z Nazaretu.
7.
W Przedmowie do Antropologii Gestu mówił o grzechu: o grzechu pierworodnym i głównym naszej cywilizacji, określanej przezeń mianem „cywilizacji grecko-łacińskiej”, polegającym na wykluczaniu obszarów niemieszczących się w „zapisanym”, czyli w kulturze książkowej.
8.
Anthropos to jest człowiek i pies. Anthroposa nazywa Jousse „le Terreux”, czyli „mieszkańcem Ziemi”. Być nim, znaczy: wsysać Tradycję swej ziemi, tej ziemi. Tak postępował Joszua z Nazaretu in-formowany przez ziemię galilejską, przez Tradycję swej ziemi, mówiący to, co nigdy nie zostało powtórzone, choć powtarzane jest stale. I mówił, żeby kochać to, co nigdy nie zostanie powtórzone, na Jego pamiątkę.
9.
Wizytę Marcela w parku Skaryszewskim uznaję za dar, wielkie wyróżnienie. Już nie macham nadaremno.