3/2015

Jak domek z kart

W sztokholmskim Ryszardzie III działania aktorskie zorganizowane są wokół nieustannie obracającego się czarnego kręgu. Ten obraz Larsson wywiódł z pism Jana Kotta, który opisał Wielki Mechanizm, rządzący królewskimi tragediami Szekspira.

Obrazek ilustrujący tekst Jak domek z kart

fot. Roger Stenberg

Współpracujący z Królewskim Teatrem Dramatycznym w Sztokholmie reżyserzy mają z reguły dobrą rękę do inscenizacji szekspirowskich. W przeciągu ostatniej dekady większość przedstawień tekstów Mistrza ze Stratfordu była wybitna, jak choćby Kupiec wenecki (2004) w reżyserii Matsa Eka, Makbet (2006) i Hamlet (2008) Staffana Valdemara Holma czy bajeczna Burza (2010) Johna Cairda. Z kolei najnowszy Ryszard III Stefana Larssona nie jest tak rozbudowanym przedsięwzięciem scenicznym, jak monumentalne dzieło, które zaprezentował Caird. Nie jest również oniryczny – jak spektakle Eka. Jednak ma w sobie siłę i magnetyzm, które przyciągają uwagę od pierwszych scen.

Z początku uderzają prostota i umowność scenografii, która staje się coraz częściej wizytówką spektakli w Dramaten. Rufus Didwiszus, artysta niemieckiego pochodzenia, od lat współpracujący ze szwedzką sceną narodową, to jeden z ulubionych scenografów Larssona. Jego projekt jest bardzo ascetyczny i, podobnie jak niektóre poprzednie aranżacje przestrzeni scenicznej, bardzo klaustrofobiczny. Wydłużone wertykalnie ściany sprawiają wrażenie nienaturalnie wysokich, co jest spotęgowane poprzez umieszczenie w centrum pomieszczenia dwudzielnych drzwi w stylu gustawiańskim, tę perspektywę potęguje jeszcze ogromny żyrandol zwisający nad głowami bohaterów. Postaci aktorów wydają się być małymi figurkami na makiecie teatralnej. Scenografia wyraźnie ich przerasta, jakby była skrojona na miarę wielkoludów. Reżyser pokazuje, że bohaterowie są mali, niedorośli do dramatu, który mają odgrywać. W rozmachu i naruszeniu proporcji Lena S. Karlsson, recenzentka czasopisma „Kulturen”, dopatruje się nawet inspiracji przytłaczającą architekturą Alberta Speera, która miała swym ogromem przerażać i wymuszać posłuszeństwo.

Wielkie postaci namalowane na ścianach to prymitywistyczne garaffiti, przypominające z jednej strony prace Jeana-Michela Basquiata, z drugiej zaś prehistoryczne ryty naskalne. Od czasu do czasu na ścianach pojawiają się dwa ekrany, na których wyświetlane są kolejne portrety ofiar Ryszarda, oblewane czerwoną farbą. Książę Klarens, Lord Hastings (obaj grani przez Douglasa Johanssona), Lady Anna (Rebecka Hemse) to tylko niektóre z twarzy zastygłych w przerażeniu i zdziwieniu – to także duchy, zwiastujące klęskę uzurpatora.

W centrum przestrzeni scenicznej znajduje się czarny okrąg, wzdłuż średnicy którego ustawiono dziesięć krzeseł, na których zasiadają aktorzy, jak w swoistej poczekalni życia – w każdej chwili gotowi, by odegrać swe role. Nie ma żadnych więcej elementów scenografii. Larsson celowo zdecydował się na minimalizm, również w kostiumach, dzięki któremu osiągnął charakter ponadczasowości. Mężczyźni w białych koszulach i czarnych spodniach, kobiety ubrane na czarno. Podkreśla to jeszcze ich fizyczne podobieństwo do siebie, każdy może zająć miejsce sąsiada. Larsson obdarzył większość męskich aktorów kilkoma rolami, których zmianę zaznaczono działaniem z drobnymi rekwizytami – a to założeniem okularów przeciwsłonecznych, a to włożeniem marynarki, czy też pochyleniem sylwetki lub zmianą dialektu. Spośród męskich postaci jedynie Jonas Karlsson jako Ryszard i Björn Granath jako Buckingham odtwarzają stale przypisane im role. Ich stroje nie różnią się od innych kostiumów. Król w garniturze nie budzi zdziwienia na widowni – wszak do tak ubranego władcy Szwedzi są przyzwyczajeni na co dzień.

Z kolei Granath w roli królewskiego poplecznika jest doskonały w snuciu intryg, jątrzeniu i przytakiwaniu. Jest też świetnym klakierem – tym bardziej, że wie, iż gra toczy się o jego szlachecki tytuł. To służalca, dla którego nie ma żadnych świętości, który jest gotowy być wodzirejem w tym tańcu śmierci o władzę.

Aktorki również mają pojedyncze role. Kobiety zresztą w tej inscenizacji są niezwykle istotne. To one okazują się bezbronnymi ofiarami zła otaczającego je świata i tylko one przeciwko niemu protestują. Odziane w czerń przypominają mieszkanki Bałkanów, opłakujące swych najbliższych, ofiary wojen, terroru politycznego, gwałcone, maltretowane, odzierane z godności, a jednak silne i niezłomne. Aktorki pochodzące z kilku pokoleń stworzyły tu świetne kreacje. Ingela Olsson jako Królowa Elżbieta: osierocona matka, przepełniona cierpieniem, które zamraża jej uczucia, gdy odkrywa, że jej córka ma poślubić potwora. Rebecka Hemse jako Lady Anna: najpierw wściekła z bólu, a później zobojętniała ofiara, cierpiąca na syndrom sztokholmski. Gunilla Nyroos jako Królowa Margareta przypomina zbolałą bałkańską staruszkę, która cierpi po stracie bliskich, która jednak potrafi przelać na potwora całą wściekłość. Świetna jest także Irene Lindh jako matka Ryszarda przeklinająca swego syna. Każda z kobiet doświadcza ze strony Ryszarda poniżenia, jest przez niego zwodzona i oszukiwana. Tyran potrafi być przecież hipnotycznie przekonujący.

Aktorzy początkowo siedzą na swych krzesłach w czarnym kręgu, który będzie się nieustannie, monotonnie obracać – zupełnie jak w interpretacji Jana Kotta, który opisał Wielki Mechanizm, rządzący królewskimi tragediami Szekspira. To właśnie jego esej stał się jedną z inspiracji dla reżysera, został również umieszczony w programie do przedstawienia. To perpetuum mobile napędza cały spektakl, ukazując nieuchronność typowych dla władzy procesów oraz bezsensowność historii.

Larsson pokazuje, że te same zasady działają również dziś – Ryszard III miał swoją premierę w roku wyborczym w Szwecji, kiedy już obawiano się tego, co stało się jesienią 2014, czyli wzrostu ilości mandatów w parlamencie dla skrajnie prawicowej partii Sverigedemokraterna, mającej swe korzenie w faszyzujących środowiskach. Zdobyli oni głosy dzięki populistycznym hasłom oraz zręcznym manipulacjom retorycznym – w uderzająco podobny sposób, w jaki Ryszard III zjednał sobie zwolenników.

Jednocześnie można dopatrywać się tu też obaw przed tym, jaki scenariusz zostanie napisany przez rosyjskiego przywódcę i jego mocarstwowe zapędy. Przedstawienie stało się dla szwedzkiego widza swoistym memento, mówiącym o tym, co może wydarzyć się, jeżeli wyborca ulegnie kuszącej retoryce propagandy. Szwecja, która do tej pory miała szczęście być stabilnym, demokratycznym i neutralnym krajem, mogła spokojnie obserwować zawirowania historii w mniej oświeconych i dojrzałych obywatelsko państwach, ciesząc się jednocześnie wolnością od dyktatur i ekstremizmów. Kilka miesięcy po premierze Ryszarda III nastąpił jednak gorzki epilog: stan spokoju okazał się iluzoryczny, a Szwecja przeszła przez kryzys rządowy, spowodowany obecnością partii SD w parlamencie. Paralele w wizerunku Ryszarda, granego przez Karlssona, z przywódcą SD, Jimmie Åkessonem, są bardzo wyraźne. Niegdysiejsi skinheadzi dzisiaj zapuścili włosy, przylizali je brylantyną, zamienili wojskowe kurtki i buty na garnitury od Armaniego i wypucowane lakierki.

Larsson otwarcie przyznawał się też w przedpremierowych wywiadach do inspiracji bijącym rekordy popularności serialem politycznym House of Cards. Główny bohater serii, kongresman Francis „Frank” Underwood, który po trupach zmierza do celu, wzorowany jest na Szekspirowskim Ryszardzie III. Karlsson w pracy nad postacią Ryszarda wykorzystał wizerunek serialowej postaci.

Demoniczny Jonas Karlsson wcielający się w rolę tyrana nadaje spektaklowi niezapomniany sznyt. Larsson zdecydował się w swoim spektaklu zerwać z tradycją przedstawiania fizycznej strony kalectwa Ryszarda. Władca w interpretacji Karlssona jest czarujący, elegancki, ulizany, ubrany w świetnie skrojony modny garnitur. Wygląda jak jeden z rzeszy urzędników śpieszących codziennie rano ulicami stolicy do pracy w biurowcach. Ambitny, inteligentny sprytny i bezwzględny. Wie, jak manipulować i jak zjednać sobie popleczników. Doskonale odrobił lekcje z tzw. programowania neurolingwistycznego. Jednak jest ułomny emocjonalnie – chłodny, pozbawiony empatii i skrupułów. To Narcyz, walczący o władzę i podporządkowanie sobie innych.

Początkowo niezrozumiała jest otwierająca scena, w której Karlsson wychodzi na proscenium i w stand-upowej formie wita się z widzami, lekko zziajany i spóźniony, przedstawia się, mówi, kogo zagra w przedstawieniu, odstawia kawę w termokubku. Próbuje zagrzewać do skandowania imienia władcy, tak jakby potrzebował dopingu przed meczem. Jednak ten chwilowy zwrot do publiczności uzmysławia nam po chwili, że to chwyt mający na celu zyskać naszą przychylność. Próbuje przeciągnąć widzów na swoją stronę, wzbudzić sympatię, przychylność, współczucie. Zanim się obejrzymy, mamy stać się jego emocjonalnymi zakładnikami. Jego wypolerowany uśmiech i układność skrywają żądzę władzy i bezwzględność Szekspirowskiego bohatera. Dziwne jest w kreacji Karlssona to, że pomimo swej „metroseksualności” i braku fizycznego okaleczenia sprawia wrażenie kompletnie aseksualnego – nie widać najmniejszej erotycznej fascynacji między nim a Anną. Ryszard jest tak skoncentrowany na sobie i żądzy władzy, że nie interesują go cielesne przyjemności. Im bardziej jednak pragnie władzy, tym bardziej wymyka mu się ona z rąk. W końcu stoi osamotniony w ciemności na scenie, przeczuwając już, że przegrał, że za chwilę zastąpi go ktoś inny. Desperackim szeptem oferuje jeszcze jednak królestwo za konia. Kurtyna zapada, a my, widzowie, nie wiemy, kto będzie następnym władcą. Larsson zostawia tę kwestię otwartą, co w roku wyborczym pozostaje palącym pytaniem politycznym. Cicha przestroga, by wybierać mądrze, bo nadmiar władzy korumpuje i przyciąga łotrów, pobrzmiewa gdzieś w tle.

Królewski Teatr Dramatyczny w Sztokholmie
Ryszard III Williama Szekspira
reżyseria Stefan Larsson
premiera 27 lutego 2014

skandynawistka, teatrolożka, literaturoznawczyni, wykładowczyni w Ateneum – Szkole Wyższej w Gdańsku. Zajmuje się badaniem twórczości Ingmara Bergmana oraz skandynawskiej literatury kryminalnej.