5/2016
Obrazek ilustrujący tekst Pani Xymena

Pani Xymena

 

 

„[…] każda twórczość to poszukiwanie formy. W mojej pracy szukałam formy kolejno w architekturze, rysunkach, scenografii telewizyjnej, teatralnej, kostiumach scenicznych, wystawiennictwie, wreszcie w modzie”.

 

Kiedy zgłosiłam chęć napisania o tym albumie, Pani Xymena jeszcze żyła. W kilka dni później odeszła. I oto nagle album Xymena Zaniewska-Chwedczuk. Zapiski i rysunki stał się prawdziwą Księgą. Summą dokonań twórczych artystki oraz jej ciekawego, intensywnego życia. Tych dwieście sześćdziesiąt stron, opracowanych graficznie przez syna Iwona Zaniewskiego, a zredagowanych przez Teresę Drozdę, przynosi materiał zaskakująco obfity i różnorodny. Liczne ilustracje, projekty oraz zdjęcia, a także teksty, opatrzone zostały porządnym Kalendarium twórczości teatralnej i telewizyjnej oraz indeksem ułatwiającym poruszanie się w gąszczu faktów i nazwisk. Po raz pierwszy zebrano materiał aż tak bogaty, co pozwoliło zarysować chronologicznie całą biografię artystki, która zresztą występuje tutaj jako autorka i znakomita gawędziarka. Ten właśnie, bardzo osobisty ton okazałego albumu wydaje mi się szczególnie cenny. Wprawdzie Xymena Zaniewska była „wypytywana” w rozmaitych wywiadach, opisywali ją autorzy książek, ale ilekroć czytałam jej wypowiedzi, miałam uczucie niedosytu. A nawet podejrzenie, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Wiecznie spiesząca się, pochłonięta licznymi zajęciami, kipiąca energią i pomysłami Xymena Zaniewska zdawała się po prostu nie mieć czasu na wszystko, co nie było pragmatycznym, konkretnym działaniem, przekształcaniem dotykalnej materii. Nie zdradzała też chęci do jakiegokolwiek teoretyzowania. A przecież, jak mało kto, potrafiła opowiedzieć o pracy scenografa. O specyfice tego zawodu rozmawiałyśmy kiedyś, pamiętam, dla pisma „Le Théâtre en Pologne”. Opowieść Pani Xymeny o materiałach, fakturach, detalu i świetle w projektowaniu dla telewizji to było abc myślenia plastycznego w dziedzinie, która wymagała innych sił i środków niż te, które stosowano w scenografii teatralnej.

Jako scenograf Telewizji Polskiej Xymena Zaniewska była mistrzynią i zarazem prekursorką, bo w tych czasach, zwłaszcza w początkach telewizji, wszystko budowano właściwie od podstaw. Toteż nie ma cienia przesady w twierdzeniu, że polską telewizję współtworzyła. Od roku 1958, kiedy debiutowała scenografią do spektaklu Apollo z Bellac Giraudoux, aż do stanu wojennego, kiedy to została zwolniona po tzw. weryfikacji. „Na pytanie komisji, dlaczego moim zdaniem nastąpił taki rozwój wydarzeń, odpowiedziałam, że transparenty »Telewizja łże« nie całkiem mijają się z prawdą. Otrzymałam zakaz wstępu do telewizji i kosztorysy oraz rachunki podpisywali odtąd w bramie” (s. 234). Przez dwadzieścia pięć lat Xymena Zaniewska pełniła funkcję naczelnego scenografa TVP. Oznaczało to, jak pisze, odpowiedzialność za „artystyczną jakość obrazu telewizyjnego, za wszystko, co było widać na ekranie, od rzęs spikerek i ich nieszczęsnych tapirowanych fryzur (niektóre walczyły o nie jak o niepodległość), do wielkich dekoracji na całe studio” (s. 86). Była też Zaniewska wiceprezesem do spraw plastyki Komitetu do Spraw Radia i Telewizji. Wspominam o tych funkcjach, bo mówią niejedno o lewicowości przekonań artystki, których zresztą nie wypierała się nigdy.

Pisząc, że Xymena Zaniewska telewizję polską współtworzyła, myślę jednak przede wszystkim o jej wielostronnym dorobku artystycznym, o pierwszoplanowej roli, jaką odegrała w kształtowaniu nie tylko plastycznego, lecz szerzej – wizualnego języka tego środka przekazu. To Zaniewska zorganizowała i prowadziła redakcję plastyki telewizyjnej w latach sześćdziesiątych, kiedy programy były emitowane w czasie rzeczywistym (nie było jeszcze techniki nagrywania i odtwarzania w innym terminie, po oczyszczeniu i udoskonaleniu obrazu). Ona też sprowadziła do telewizji najwybitniejszych ówczesnych artystów plastyków, jak Krzysztof Pankiewicz, Lidia i Jerzy Skarżyńscy, Kazimierz Mikulski, Daniel Mróz, Andrzej Strumiłło, Franciszek Starowieyski. Jako główny scenograf odpowiadała także za pracownię graficzną, kierowaną przez Wojciecha Wenzla. „Czołówki programów, dobranocki i pogodynki, przeprosiny za usterki ogromnie urozmaiciły program” (s. 86).

Osobne osiągnięcia Xymeny Zaniewskiej to jej własne prace stworzone dla telewizji. Niejednokrotnie dokonywała prawdziwych odkryć, poczynając od tworzyw scenograficznych. Korzystała z papieru ściernego, na którego powierzchni efektownie załamywało się światło, albo z przemysłowej tektury. Budowała całe konstrukcje „papieroplastyczne” w ciasnym studio. Te jej materiałowe odkrycia wynikały z konieczności poszukiwania tworzyw niewymagających wzmocnień konstrukcyjnych. „Zasadniczym problemem dekoracji telewizyjnej, w przeciwieństwie do teatralnej, jest fakt, że oglądamy ją bądź na planie ogólnym – z całą postacią aktora – bądź na zbliżeniu, gdzie widać najdrobniejszy szczegół. Trzeba więc było pamiętać o tym, że fragmenty dekoracji z bliska – szczególnie łączenia i kąty – jeśli nie były wykonane perfekcyjnie, raziły surowizną i tandetą, a lekko uszkodzona krawędź dekoracji natychmiast odciągała uwagę od aktora” (s. 65–66). Warto tu przypomnieć „papierową” scenografię do Adwokata i róż Szaniawskiego (z roku 1956). A także słynne rozwiązanie w Ostrym dyżurze Lutowskiego z 1965: „szparę” wyciętą w długiej ścianie z tektury, która pozwalała widzowi obserwować idącego po drugiej stronie człowieka, aż do jego spotkania z politycznym przeciwnikiem. Ten pomysł plastyczny, sprzężony z ruchem kamery, dał ostatecznie świetny, dramatyczny efekt. Zaniewska chętnie też wykorzystywała w swoich pracach fotografie; przetwarzała je na różne sposoby, niektóre elementy hiperbolizowała albo multiplikowała. Wspomniany już Apollo z Bellac rozegrał się na fotosie hallu Filharmonii Narodowej, który pełnił rolę Biura Wynalazków. Podświetlone i powiększone faktury gipsowe stanowiły tło dla mebli hiszpańskich w sztuce Rajmunda Benaventego, opracowanej plastycznie wraz z Ryszardem Zaniewskim (1958). Operowanie fotosem wyniosła Zaniewska ze swoich doświadczeń architekta wystawiennika, zdobytych przy projektowaniu wystaw i targów (ukończyła architekturę na Politechnice Warszawskiej). „Robiąc po całym świecie ekspozycje, operowałam przede wszystkim fotosem, przedmiotem pokazanym często jako znak czy symbol i grafiką” (s. 64).

Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku to czas chyba największej aktywności Zaniewskiej. Projektuje scenografie nie tylko dla telewizji, lecz także dla teatru dramatycznego, a następnie opery. Wydaje się, że w takim rozszerzeniu przestrzeni jej działań nieocenioną rolę odegrał Adam Hanuszkiewicz, który właściwie odkrył Zaniewską najpierw dla telewizji, potem także dla teatru. Współpracowali ze sobą od realizacji Apolla z Belllac z Kaliną Jędrusik, m.in. przy Panu Tadeuszu, Beniowskim, Telepatrzydle pana Prusa. Zaniewska doskonale wyczuwała temperament artystyczny Hanuszkiewicza, którego jako reżysera niezmiernie ceniła i nazywała twórcą „europejskiej klasy”. Była dla niego świetną partnerką w artystycznym dyskursie – niepokorna, odważna w pomysłach, uparta w przeprowadzaniu swoich koncepcji. Toteż na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie, potem Teatru Narodowego, wielokrotnie udawały się eksperymenty z przestrzenią, wyprowadzane z tzw. litery i ducha tekstu, głównie z klasyki. W Panu Wokulskim wg Lalki Prusa pudełko sceny wyściełał aksamit (podobnie było wiele lat później w Cydzie na scenie Teatru Ateneum, cała scenografia zaprojektowana została w czerwonym aksamicie). Kojarzący się z pokojem panieńskim materiał w drobne kwiatki, nazywany potocznie „łączką”, był głównym elementem/tapetą wnętrza w adaptacji scenicznej Emancypantek wg Prusa. W legendarnym Kordianie Słowackiego, na narodowej scenie, Zaniewska zaprojektowała tylko stylowe kostiumy, natomiast przestrzeń opracował jej mąż, Mariusz Chwedczuk. Kiedy wielokrotnie później pracowali razem, także za granicą (na przykład w Deutsches Theater w Hamburgu), ów podział kompetencji pomiędzy nimi oficjalnie został zachowany, ale w praktyce nigdy chyba nie był ścisły. Bez wątpienia wielkim sukcesem obojga była scenografia do Miesiąca na wsi Turgieniewa w Teatrze Małym, gdzie pojawiła się prawdziwa trawa, woda, a tresowane wyżły „grały” razem z aktorami. Jako kostiumografka Zaniewska swobodnie poruszała się w różnych epokach i stylach w teatrach dramatycznych, operowych i operetkowych, a nawet w rewii (niewyczerpanym źródłem inspiracji była dla niej sztuka polska lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku). Świadczą o tym zwłaszcza kostiumy projektowane dla kobiet – aktorek, tancerek, diw opery i gwiazd operetki – zadziwiające bogactwem kolorów i form. Potrafiła wyeksponować to, co służyło urodzie modelki, a zatuszować to, co jej szkodziło. Natomiast kostium męski, jak przyznawała Zaniewska, wyzwalał w niej znacznie mniejszą inwencję. Od kostiumografii do projektowania mody już tylko krok, i biografia Zaniewskiej potwierdza tę regułę. Była autorką kilku oryginalnych kolekcji ubiorów, które promowały polskie tkaniny (len, bawełnę) oraz wzornictwo, w tym ludowe (góralskie chusty w kwiaty), nawet za granicą. Słowo „projektowała” oddaje zaledwie część wkładu Zaniewskiej w sukcesy tych kolekcji – była jednocześnie krawcową, zaopatrzeniowcem, organizatorką transportu i łączniczką w kontaktach z zakładami przemysłowymi, które produkowały tkaniny na jej zamówienie.

Ten album przynosi jeszcze inne niespodzianki. Przede wszystkim barwne opowieści o rodzinnej genealogii, o szczęśliwym dzieciństwie spędzanym na wsi przy lampie naftowej (w majątku Pakosław), o wojennej biedzie i powojennych początkach w zrujnowanej Warszawie, z kapitalną narracją o tym, jak Zaniewska budowała Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową. Ale jeszcze barwniejsze są opowieści o zwierzętach, które Pani Xymena kochała bez zastrzeżeń (opiekowała się nimi w swoim ulubionym Kaszewcu nad Narwią, działała w fundacji „Panda”). I doprawdy, już sama nie wiem, którą z nich wolę – tę o wiernych gęsiach, pławiących się kaczkach, czy też o jedzących bez przerwy małych berniklach. Jedyne, co psuje przyjemność obcowania z tym pięknym albumem, to niestaranność redakcji tytułów rozdziałów oraz podpisów pod zdjęciami. Po macoszemu potraktowany też został tekst, przecież ciekawy. Fatalnie łamany na kolumnach (nie wiadomo, gdzie początek, gdzie koniec), jakby na siłę „upychany” niewielką czcionką, chwilami wręcz odstrasza od lektury. Rozumiem, że w albumie najważniejszy jest obraz, ale jednak – bez przesady. To, co o sobie samej Xymena Zaniewska mówi, warte jest uwagi nie mniej, niż jej szkice i rysunki.

 

tytuł / Xymena Zaniewska-Chwedczuk. Zapiski i rysunki
redakcja / Teresa Drozda
grafika / Iwo Zaniewski
wydawca / Wydawnictwo Bernardinum
miejsce i rok / Pelplin 2015

wykładowczyni historii teatru na Wydziale Aktorskim AT i historii dramatu na Wydziale Scenografii ASP, wieloletnia redaktorka „Teatru”, autorka książek, m.in.: Pejzaż. Rozmowy z Mają Komorowską (2004) i monografii Aleksander Zelwerowicz (2011).