3/2017

Choroba czy spektakl?

W przypadku zaburzeń konwersyjnych obecność widza jest wpisana w występowanie objawów chorobowych i ich natężenie. Chorzy z urojenia grają przed innymi swoje dolegliwości, co nie znaczy, że nie cierpią.

Obrazek ilustrujący tekst Choroba czy spektakl?

rys. Bogna Podbielska

Zaburzenia konwersyjne istnieją zapewne tak długo jak sama ludzkość. Chociaż sposoby klasyfikacji i nazywania chorób psychicznych są historycznie i kulturowo zmienne, lekarze zawsze podejrzewali, że u niektórych osób problemy natury psychicznej manifestowane są w sposób fizyczny, a stan wiedzy medycznej nie pozwala na zdiagnozowanie u nich żadnych obiektywnie występujących zmian organicznych. W społeczeństwach funkcjonujących poza lub przed zdobyczami nauki konwersja jest zazwyczaj interpretowana zgodnie z wierzeniami religijnymi. W ten sposób tłumaczono na przykład opętanie. Kiedy rolę religii w wyjaśnianiu zjawisk naturalnych przejęły nauki przyrodnicze, konwersja otrzymywała różne nazwy: duszności macicznej, hipochondrii, neurastenii, histerii, nerwicy frontowej, dysocjacji, osobowości mnogiej. Jak pisze Edward Shorter, historyk medycyny specjalizujący się w dziejach psychiatrii,

[…] otaczająca nas kultura kształtuje objawy, podsuwając ludziom wyobrażenia na temat tego, co stanowi prawowitą chorobę. Poprzez granie na prawowitości – nieświadomy umysł nie chce przecież zostać ośmieszony – kultura namaszcza niektóre objawy na dopuszczalne, odmawiając tego prawa innym objawom1.

W dziewiętnastym wieku, kiedy możliwości diagnostyczne były słabe, histeria objawiała się paraliżem lub konwulsjami. Współcześnie łatwo byłoby zdemaskować bezpodstawność tych symptomów, więc chorzy skarżą się na objawy subiektywne, niepodlegające weryfikacji, takie jak ból czy zmęczenie. Według niektórych badaczy, przede wszystkim Elaine Showalter i Branta Wenegrata, histeria bynajmniej nie zniknęła, tylko zmieniła nieco swoją postać i nazwę2. Za jej współczesne wcielenia uznają oni pozornie tak różne od siebie jednostki chorobowe jak syndrom wojny w Zatoce Perskiej, zespół wielorakiej wrażliwości, zespół uprowadzenia przez obcych czy zespół chronicznego zmęczenia. To, co łączy te dziwne zachowania, to fakt, że mają one charakter społeczny i występują zawsze, gdy ktoś jest obecny w towarzystwie chorego. Może to być członek rodziny czy pracownik medyczny, jednak obecność innych ludzi traktowanych jak widzów jest wpisana w występowanie objawów chorobowych i siłę ich natężenia. Brian P. Levack, analizując historię opętania i egzorcyzmów w erze nowożytnej, zwrócił uwagę na teatralny charakter tych zjawisk3. Podobnie Brant Wenegrat, który w Theatre of Disorder stworzył analogię między konwersją a spektaklem4. W ten sposób uporządkował on tradycję metafory pojęciowej, w której o chorobie myśli się jak o widowisku5. Chorzy są zatem widziani jako aktorzy, lekarze jako reżyserzy, a widownią stają się świadkowie dolegliwości chorego. Wenegrat poddał teatralnej analizie pozostałe zaburzenia konwersyjne, wykazując, że we wszystkich przypadkach pojawiają się te same elementy przedstawienia: „aktorzy” (opętani, pacjenci), „reżyser” (egzorcysta, personel medyczny), „rola”, „scenariusz” (kulturowy skrypt uczący właściwego zachowania) i „widownia” (wierni, społeczeństwo). Ponadto motywacje przyświecające reżyserom i aktorom są prawie niezmienne, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z mieszkającą w szkockiej wiosce w siedemnastym wieku osobą, która utrzymuje, że opętał ją Szatan, czy z cierpiącą na rzekomą dysocjację Amerykanką żyjącą w wieku dwudziestym.

Warto się zatem przyjrzeć najważniejszym zaburzeniom konwersyjnym, widząc w nich rodzaj spektaklu. Należy tu jednak zaznaczyć, że kiedy mowa o „przedstawieniu” czy „graniu”, nie oznacza to przekonania, iż osoby zaangażowane w jakikolwiek sposób symulują swoje objawy. W przypadku konwersji „między naśladownictwem i nieświadomą symulacją granice są nieokreślone”, a ból psychosomatyczny i organiczny z punktu widzenia pacjenta jest tak samo dokuczliwy6. Rzecz jasna, może się zdarzyć, że ktoś celowo udaje, jednak zdecydowana większość pacjentów, osób im pomagających i z nimi przebywających wierzy w realność ich dolegliwości. Dziecko może udawać chorobę, by uniknąć nielubianej lekcji w szkole. Nie oznacza to jednak, że dzieci nigdy nie chorują. Podobnie jest z chorobami psychosomatycznymi czy współczesnymi postaciami histerii. Jak pisał Paul Dubois w 1905 roku: „histeryczka jest aktorką sceniczną, komediantką: ale nie wymawiajmy jej tego nigdy, bo ona nie wie o tym, że gra: szczerze wierzy w rzeczywistość sytuacji”7. Naśladownictwo i rywalizacja między histerykami, z których każdy chce, by jego objawy były bardziej przekonujące od innych, są wpisane w definicję choroby.

Najbardziej znanym przykładem konwersji jest przekonanie o byciu opętanym przez demona. Istnieje ono zarówno w religiach monoteistycznych, jak i w wielobóstwie. W kulturze zachodniej największa ilość opętań i obrzędów wypędzania złego ducha miała miejsce w wiekach szesnastym i siedemnastym. Obecnie tego typu praktyki cieszą się popularnością w niektórych wspólnotach ewangelikalnych czy krajach katolickich, takich jak Polska czy Włochy. Opętania mają charakter „zaraźliwy”, jeśli można użyć w tym kontekście języka medycznego. Religijna edukacja na temat demonów, kontakt z innymi opętanymi lub ich relacjami, przebywanie w środowisku przekonanym o ciągłym zagrożeniu ze strony mocy piekielnych – wszystko to wzmacnia prawdopodobieństwo wystąpienia objawów. Ponadto zwykle podczas egzorcyzmów nasila się ich charakter8. Opętani szybko uczą się swych ról i dostosowują do przekonań panujących w ich środowisku, jak powinni się zachowywać.

Konwulsje, jadłowstręt i paraliż to najbardziej typowe objawy dziewiętnastowiecznej histerii, która występowała głównie wśród kobiet z klas wyższych w krajach zachodnich. Już na początku siedemnastego wieku angielski medyk Edward Jorden postulował, że zachowanie uznane za objaw opętania lub uroku to choroba zwana histerią, jednak jego racjonalne podejście nie spotkało się ze zrozumieniem u współczesnych9. Najbardziej spójną i traktowaną jako naukową teorię tej choroby stworzył Jean-Martin Charcot, który w Salpêtrière, paryskim szpitalu dla ubogich kobiet, przez prawie pół wieku obserwował spazmy histeryczek. Uważał, że histeria jest chorobą organiczną, która powstaje w wyniku dziedziczenia i traumatycznych przeżyć. Poprzez naciskanie jajników za pomocą specjalnego pasa Charcot wywoływał u pacjentek ataki, po czym wprowadzał je w stan hipnozy i demonstrował na publicznych wykładach ich umiejętności. Najchętniej pokazywał te kobiety, których objawy były spektakularne. Pacjentki, nagradzane uwagą otoczenia, rysowane i fotografowane, uczyły się od siebie melodramatycznych póz, spazmów i erotycznych omdleń. Ponieważ na tym samym oddziale umieszczono chore na epilepsję, histeryczki przejęły od nich występujące w atakach padaczki konwulsje. Dla wielu z nich pobyt w szpitalu oznaczał ogromną poprawę warunków bytowania. Po śmierci Charcota spadło zainteresowanie chorobą i kobiety zwolniono ze szpitala. Analiza późniejszych losów niektórych z nich ukazuje, że nie tylko ich choroba zupełnie ustąpiła, ale także, że dobrze radziły sobie zawodowo w pracy wymagającej intelektualnego skupienia i skrupulatności. Na przykład Blanche Wittman, która spędziła pod opieką Charcota szesnaście lat, po wyjściu ze szpitala została asystentką laboratoryjną Marii Skłodowskiej-Curie10. Także u innych znanych kobiet, o których wiadomo, że cierpiały na histerię, następował zanik objawów, kiedy zajęły się pracą zawodową i angażowały w kwestie społeczne. Dowodzą tego życiorysy Florence Nightingale, Berthy Pappenheim (freudowskiej Anny O.) czy Charlotte Perkins Gilman.

Słowo „histeria” w dwudziestym wieku zyskało tak złe konotacje, że opuściło dyskurs medyczny. Według Marka S. Micale’a, w dziewiętnastym wieku obarczono je tak dużą liczbą różnych znaczeń, że wkrótce przestało oznaczać cokolwiek11. Zastąpiono je wpierw histerycznym, a następnie histrionicznym zaburzeniem osobowości12. Jednak, jak zauważają niektórzy historycy medycyny, w ciągu ostatniego półwiecza pojawiło się kilkanaście dziwnych zespołów chorobowych wzbudzających kontrowersje w środowisku medycznym. Niektórzy lekarze widzą w nich autentyczne choroby, których etiologia jest jeszcze niepoznana. Inni z kolei są przekonani, że nietypowe objawy chorych są wynikiem autosugestii i świadczą o ukrytych problemach psychiatrycznych. Zaburzenia te można podzielić na dwie grupy: choroby, za które odpowiedzialne są rzekomo czynniki zewnętrzne, takie jak wirusy czy alergeny, oraz objawy związane z zaburzeniami dysocjacyjnymi tożsamości, w których, według wierzących w ich istnienie specjalistów, dochodzi do rozpadu osobowości i zaników pamięci wywołanych przebytą traumą.

Do najważniejszych z pierwszej kategorii chorób można zaliczyć zespół chronicznego zmęczenia, zespół wielorakiej wrażliwości i zespół wojny w Zatoce Perskiej. W każdym z tych przypadków chorzy skarżą się na trudne do obiektywnego zweryfikowania dolegliwości, takie jak ból, zmęczenie, problemy z regeneracją, nadwrażliwość na bodźce, lub na objawy występujące w ogólnej populacji bez wyraźnej przyczyny, takie jak lekko powiększone węzły limfatyczne czy nieznacznie podniesiona temperatura ciała. Reakcje alergiczne, na które narzekają, nie są wykazywane przez standardowe testy. Niektórzy weterani wojny w Zatoce Perskiej utrzymywali, że w ich rodzinach jest większa zachorowalność na raka czy częstotliwość występowania wad płodu, jednak statystyki nie potwierdzają tych doniesień. Osoby uznające się za chore zwykle wycofują się z aktywnego życia zawodowego i obwiniają służbę zdrowia czy rząd za zatajanie informacji o skali infekcji, na którą cierpią. Ich dolegliwości mają zwykle charakter chroniczny.

Druga kategoria współczesnych odmian histerii to zaburzenia dysocjacyjne tożsamości. Uważa się, że w wyniku przebytej traumy dochodzi do wyparcia bolesnych wspomnień i rozpadu osobowości na osobowość główną lub prymarną (ang. host) i osobowości wtórne (ang. alters). Mimo że zaburzenia tego typu są uznawane przez psychiatrię, ich istnienie jest kwestionowane przez wielu badaczy. Na początku diagnozowania tego zespołu pacjenci, zwykle w wyniku hipnozy lub podczas działania środków chemicznych, przypominali sobie przebyte traumy, zwykle gwałt. Z czasem jednak wspomnienia stawały się coraz bardziej przerażające i niesamowite. Z gwałtu lub długotrwałego molestowania przeistoczyły się w lata sadystycznych tortur z rąk międzynarodowych sekt satanistycznych czy nawet porwania przez UFO. Widać tu znaną już z historii opętań demonicznych czy szpitalnych obserwacji histeryczek tendencję do rywalizacji. Ofiary uprowadzeń miały być poddane testom medycznym, pobierano od nich komórki rozrodcze czy wręcz zapładniano międzygatunkowymi hybrydami. Warto mieć świadomość, że pierwsze opisywane przez dziewiętnastowieczną medycynę przypadki tzw. rozdwojenia jaźni występowały u kobiet uznawanych przez współczesnych za histeryczki13. Słynna Felida jako nastolatka spodziewała się nieślubnego dziecka, co wywołało u niej drgawki, amnezję, bóle głowy i zmiany nastrojów i zachowania. Gdy ojciec dziecka ją poślubił, wszystkie objawy ustąpiły i kobieta spędziła resztę życia w pogodnym usposobieniu14.

Mimo że pozornie wyżej wymienione zespoły wydają się bardzo odmienne, wiele je łączy. Wszystkie to tzw. culture-bound syndromes, czyli zespoły uwarunkowane kulturowo. Występują one tylko w danym regionie, gdzie przynajmniej część społeczeństwa traktuje je jako realne choroby. Nie są one za to spotykane nigdzie indziej, o ile wiedza o nich nie została rozpowszechniona w innej kulturze, na przykład za pomocą mediów czy szkoleń prowadzonych przez specjalistów przekonanych o istnieniu nowej jednostki chorobowej. Na przykład tarantyzm, czyli mania ekstatycznego tańca spowodowana ukąszeniem pająka, rozpowszechniona jest wyłącznie we Włoszech, a opętanie demoniczne nie zdarza się u osób o światopoglądzie ateistycznym. Początkowo zespół chronicznego zmęczenia czy osobowości mnogiej diagnozowane były wyłącznie w niewielu amerykańskich ośrodkach, jednak rozprzestrzeniły się w innych krajach Europy Zachodniej.

Kim są osoby propagujące wiarę w obiektywne istnienie tych zaburzeń i ich niepsychiatryczną naturę? Można ich porównać do charyzmatycznych reżyserów, którzy kształtują chorobowe zachowania pacjenta lub wręcz je wywołują.

Każdy z wyżej wymienionych zespołów ma swojego specjalistę, który na szerzeniu wiedzy o nim zbudował swoją karierę jako psychiatra, psycholog, dziennikarz czy duchowny. Osoby te zdefiniowały chorobę, jej etiologię, objawy, leczenie i stały się niekwestionowanym autorytetem w jej zakresie. Warto tu wspomnieć Cornelię Wilbur, terapeutkę odpowiedniczki książkowej Sybil, Gabriele’a Amortha, włoskiego księdza, który przeprowadził ponad sto sześćdziesiąt tysięcy egzorcyzmów, czy Johna Macka, psychologa z Harvardu, który wsławił się (zniesławił?), twierdząc, że ponad milion Amerykanów zostało uprowadzonych przez kosmitów.

Specjaliści-reżyserzy często są autorami publikacji, które zaczynają funkcjonować jako scenariusz choroby. Teoretycznie zadaniem tych kulturowych przedstawień czy tekstów paranaukowych jest szerzenie wiedzy o chorobie; w praktyce jednak często stanowią one instrukcję, w jaki sposób ma zachowywać się osoba, która chce zostać uznana za chorego. Opętani mogą nauczyć się swej roli, oglądając kultowe filmy, takie jak Egzorcysta, Egzorcyzmy Emily Rose, czy czytając pismo „Egzorcysta” lub jakąkolwiek książkę Gabriele’a Amortha. Z kolei po lekturze The Courage to Heal czy Sybil (lub zapoznaniu się z adaptacją filmową tej głośnej książki) łatwo będzie wyobrazić sobie, że nasze problemy z niską samooceną, nieudane relacje z bliskimi czy wahania nastroju wynikają z wypartych traumatycznych wspomnień. Istotną rolę odgrywają tu także nowe media, gdyż aktywiści często prowadzą blogi, fora lub strony wsparcia dla chorych i ich rodzin. Spotykają się na różnego rodzaju zlotach czy grupach terapeutycznych, gdzie wymieniają się uwagami na temat swoich objawów. W podobny sposób uczyły się od siebie pacjentki Charcota, gdyż „naśladownictwo i udzielanie się objawów” to podstawowe cechy histerii15. Scenariusze chorób przedstawiane w mediach sprawiały, że do lekarzy zgłaszali się pacjenci cierpiący na opisywane dolegliwości. Już Paul Briquet dwieście lat temu zauważył, że „histeryczka nie tylko odtwarza to, co należy do jej osobistych doznań, ale również to, czego doznają inni, a nawet to, czego nikt osobiście nie doznaje, to, co krąży jako odtwarzanie zbiorowe”16. Wszyscy porwani przez kosmitów opowiadali niemalże identyczną historię uprowadzenia, jednak nie świadczy to bynajmniej o prawdziwości ich opowieści, tylko o tym, że zaczerpnięta jest ona z tych samych kulturowych narracji (na przykład z serialu Z Archiwum X).

Scenariusz i reżyser są niezmiernie istotnymi elementami, jednak przedstawienie nie może odbyć się bez aktorów. Kim są osoby, które są przekonane, że opętał je Szatan, uprowadzili kosmici czy opanował niewykrywalny wirus? Łączy je wiele cech wspólnych, niezależnie od tego, jak różne byłyby ich objawy. Przede wszystkim aktorzy należą do grup społecznie marginalizowanych. Nie mogąc wyrażać swoich odczuć czy opinii w otwarty sposób, uciekają się do języka ciała17. Ich objawy komunikują niepewność, złość, poczucie winy czy niemożliwe do spełnienia potrzeby. Już od średniowiecza najczęściej ofiarami zaburzeń histerycznych padają kobiety i osoby młode. Restrykcyjne role płciowe identyfikujące kobiecość z biernością, emocjonalnością i uległością, większe narażanie na przemoc, wyzysk ekonomiczny – wszystko to sprawia, że kobiety częściej chorują na depresję czy nerwice.

Ofiary opętania demonicznego czy zdiagnozowani z osobowością wieloraką to często osoby, które borykają się z uzależnieniami, mają przypadkowe relacje seksualne, a niekiedy nawet problemy prawne. Opętanie czy dysocjacja stają się dla nich wytłumaczeniem tychże transgresji. Mogą wtedy liczyć na wyrozumiałość i wybaczenie bliskich. Podobnie jest w przypadku chorych na zespół chronicznego zmęczenia czy wielorakiej wrażliwości. Przed wystąpieniem zaburzeń większość z nich miała niepokojące objawy psychiatryczne, takie jak apatia, uczucie pustki, problemy z apetytem czy snem. Niekiedy dolegliwości zdrowotne nakładały się na problemy osobiste i rodzinne. Wykrycie u nich nowej choroby często sprawiało, że krewni czy współpracownicy zaczęli ich traktować z większą wyrozumiałością lub zgadzać się w stosunku do nich na różne ustępstwa. Uznanie za osobę chorą jest równoznaczne z zyskaniem zarówno zainteresowania i wsparcia otoczenia, jak i wybaczenia za stare występki. Dla wielu chorych diagnoza staje się wręcz przepustką do życia towarzyskiego i stania się członkiem nowej wspólnoty. Dotychczas osamotnione osoby, często z napiętymi relacjami rodzinnymi, nagle zyskują szacunek nowego otoczenia jako ofiary opętania, uprowadzenia przez kosmitów czy rządowego spisku. Ponadto diagnoza nie ma tutaj charakteru stygmatyzującego, jak dzieje się w przypadku chorób psychicznych. Winne są czynniki zewnętrzne: chemikalia, wirusy, demony, obcy czy traumatyczne przeżycia.

Angielski lekarz Thomas Sydenham, który praktykował w wieku siedemnastym, zalecał innym medykom, by lecząc trudne do określenia objawy, dokładnie pytali pacjentów, zwłaszcza pacjentki, o okoliczności, w jakich pojawiły się u nich niepożądane objawy. „Staram się zawsze dowiedzieć od nich, czy dolegliwość, na którą się uskarżają, nie dokucza im zwłaszcza wtedy, kiedy gnębi je jakaś troska albo kiedy umysł ich jest zmącony przez jakieś inne uczucie. Jeśli przyznają, że rzecz tak się ma właśnie, wówczas jestem całkowicie upewniony, że ich choroba jest histeryczną afektację”18. Jednak w kulturze, w której choroba psychiczna czy przyznanie się do problemów emocjonalnych dyskredytuje chorego, konwersja jest jedynym dostępnym sposobem komunikacji. Maskuje zaburzenia depresyjne lub problemy natury osobistej, które nie ulegną rozwiązaniu bez nazwania ich po imieniu. Podświadoma ucieczka w chorobę pomaga początkowo zyskać współczucie bliskich, oddalić trudne decyzje czy uzyskać przebaczenia za różnego rodzaju transgresje, ale jest to rozwiązanie krótkotrwałe. Opowieści opętanych umacniają w wierze całą wspólnotę, jednak równocześnie intensyfikują działanie rzekomego demona19. Pisząc o psychoanalizie, Etienne Trillat zauważa:

Histeryk, który wysyła zaszyfrowaną informację (objaw), nie rozumie jej, a to dlatego, że nie wie nic o znaczeniu, jakie może jej nadać. Gdyby o tym wiedział i gdyby to znaczenie zostało zaakceptowane przez ego, objaw nie byłby już potrzebny. Terapeuta musi tu być pośrednikiem i tłumaczem oraz musi spowodować, aby ego pacjenta przyjęło ukryte znaczenie objawu, który – nie służąc już niczemu – zniknie20.

Można, rzecz jasna, nie zgadzać się z przekonaniem, że świadomość problemu oznacza jego automatyczne rozwiązanie. Z pewnością jednak problemu się nie rozwiąże, jeśli się go wpierw poprawnie nie zdiagnozuje.

Kim jest widownia tego niesamowitego spektaklu? To wszyscy, którzy w niego wierzą lub po prostu szukają sensacji i rozrywki. Uczestnicząc w nim, utwierdzają aktorów w swojej wiarygodności, zachęcają reżyserów i scenarzystów do tworzenia coraz to barwniejszych przedstawień. Cena za to jest jednak wysoka, a płacą ją zarówno publiczność, jak i artyści, którym często trudno po spektaklu wyjść ze swej roli. Medycyna, zwłaszcza psychiatria, traci autorytet, co sprawia, że wielu chorych, zamiast do specjalisty, trafia do szarlatana21. Pisząc o epidemiach nowych chorób, dziennikarze często je popularyzują i zwiększają ilość chorych z urojenia.

Trillat żartobliwie zakończył swoją książkę Historia histerii słowami: „nie ulega wątpliwości, iż histeria umarła. Lecz zabrała ze sobą do grobu swe tajemnice”22. W podobnym tonie można uznać, że histeria tylko sfingowała własną śmierć, wyrobiła sobie dokumenty na fałszywe nazwisko i ma się całkiem dobrze. Tylko w rubryce „zawód” nadal wpisuje „aktorka sceniczna”.

1. E. Shorter, From the Mind into the Body. The Cultural Origins of Psychosomatic Symptoms, Nowy Jork 1994, s. 204.
2. Zob. E. Showalter, Hystories. Hysterical Epidemics and Modern Culture, Londyn 1998; B. Wenegrat, Theater of Disorder. Patients, Doctors, and the Construction of Illness, Oksford 2001. Wszelkie informacje na temat oblicza dwudziestowiecznej histerii pochodzą z tych publikacji.
3. Zob. B.P. Levack, The Devil Within. Possession and Exorcism in the Christian West, Londyn 2013.
4. Zob. B. Wenegrat, Theater of Disorder…, dz. cyt.
5. Teoria metafory pojęciowej według: G. Lakoff i M. Johnson, Metafory w naszym życiu, Warszawa 2011. Wenegrat, pisząc o konwersji jako o przedstawieniu, nawiązuje do wielu opracowań dziewiętnastowiecznych, w których to histeryczki nagminnie porównywano do komediantek. Sam Charcot nazwał swój szpital „muzeum żywej patologii”, a współcześni porównywali go także do cyrku. Zob. A. Scull, Hysteria. The Biography, Oksford 2009, s. 104–105.
6. L. Chertok, R. de Saussure, Rewolucja psychoterapeutyczna. Od Mesmera do Freuda, Warszawa 1988, s. 100.
7. Cyt. za: E. Trillat, Historia histerii, Wrocław 1993, s. 146.
8. Zob. B. Levack, The Devil Within…, dz. cyt., s. 135.
9. Zob. A. Scull, Hysteria…, dz. cyt., s. 6–23.
10. Zob. tamże, s. 119.
11. Za: E. Bronfen, The Knotted Subject. Hysteria and its Discontents, Princeton 1998, s. 101–102.
12. Zob. J.M. Ussher, The Madness of Women. Myth and Experience, Londyn 2011, s. 79.
13. Zob. E. Trillat, Historia…, dz. cyt., s. 105.
14. Zob. tamże.
15. Tamże, s. 100.
16. Tamże.
17. Zob. J. Borossa, Ideas in Psychoanalysis. Hysteria, Cambridge 2001, s. 6.
18. Tamże, s. 57.
19. Zob. D. Oldridge, The Devil. A Very Short Introduction, Oksford 2012, s. 91.
20. E. Trillat, Historia…, dz. cyt., s. 211.
21. Zob. E. Shorter, From Paralysis to Fatigue. A History of Psychosomatic Illness in the Modern Era, Nowy Jork 1992, s. 314.
22. E. Trillat, Historia…, dz. cyt., s. 240.