1/2018
Włodzimierz Szturc

fot. niezlasztuka.net

Stanisław Wyspiański

Wiele rozmawiano w minionym roku o Wyspiańskim. O jego stosunku do historii i do kobiet, do tradycji literackiej i malarskiej, o możliwościach innego niż dotąd czytania jego dramatów.

Dobrze, że toczyły się takie dialogi, dobrze, że nie zamknęła się ciągle otwarta lista pytań i możliwych kierunków analizy jego twórczości. Jednak w wielu wypadkach proponowane przez – powiedzmy – organizatorów sympozjów zagadnienia wyrażane były stereotypami i kliszami językowymi. Szczególnie wtedy, gdy chodziło o uczynienie z poety jakiejś komercyjnie słusznej sprawy. Tym samym Wyspiański dla Krakowa, kim Gaudi dla Barcelony! Czwarty wieszcz! Postmodernista! Twórca nowoczesnego teatru! Niedoceniony skarb interpretacji feministycznych… Jego Wanda z wiankiem na głowie i kołpakiem, Telemak wabiony przez Tafijczyka, Achilles i Patrokles – mogą z powodzeniem wkroczyć na karty gender studies! Jak tak chcą – niech będzie; w końcu w takich przypadkach nie tyle Wyspiański jest tematem, ile metoda mówienia i pisania o nim.

To, co zostawił po sobie Wyspiański, a jest to zaledwie fragment wielu ocalałych projektów, jest dziełem otwartym, wielowariantowym, utrzymanym w wewnętrznym dialogu, co oznacza, że możemy przyjąć różne punkty wyjścia lektury jego dramatów, ale nie oznacza, że możemy je czytać wedle wytworzonego przez czytelnika klucza.

Jednym z utwierdzających mnie w takim przekonaniu tekstów jest HYMN / VENI CREATOR / NARODU ŚPIEW / DUCHA ŚWIĘTEGO / WEZWANIE […], którego publikacja w Drukarni Uniwersytetu Jagiellońskiego w lutym roku 1905 miała być przeznaczona na cel określony wyraźnie na drugiej stronie rękopisu: „Grosz zebrany oddany będzie na rzecz potrzebujących wsparcia i pomocy w Królestwie Polskim”. Informacja ta zapisana jest również wielkimi literami, jak pełny, bardzo, bardzo długi tytuł, który tu przywołałem w skróconej formie. Edytorka rękopisu, profesor Ewa Miodońska-Brookes, pisze, że poeta stworzył parafrazę, a „decyduje o tym dołączenie do hymnu tytułu skonstruowanego jako rozbudowany i poetycki tekst”, w którym „występują pojęcia umowne, skomponowane w sekwencje: »narodu śpiew«, »wezwanie«, »orędzie«”, co przesuwa akcent „z modlitewnego błagania na uroczyste złożenie wyznania, swoistej proklamacji, której adresatem wydaje się tyleż Osoba Boska, co ów sam zbiorowy podmiot, rozumiany jako żyjący w historii szereg pokoleń, zamieszkujących i obejmujących swym działaniem swoją ziemię, swój kraj”.

Kiedy ogląda się ten rękopis oraz przygotowany już do druku skład (ostatecznie HYMNU nigdy nie wydano), uwagę przykuwają ingerencje Wyspiańskiego w geometrię położenia czcionek, ekspresywne skreślenia czynione gniewną i skorą do uderzeń dłonią oraz ostateczna instrukcja dla wydawców, pisana pośpiesznie i zdecydowanie: „Proszę tak drukować / jak ja dysponuję / albo / nie drukować wcale / Stanisław Wyspiański / Kraków dnia / 27 ego lutego / 1905.”.

Fascynuje mnie ten gest poety, to przekonanie o słuszności własnej decyzji, czuwanie nad każdą linijką tekstu aż do ostatniej chwili przed jego drukowaniem.

Nie wiem, czy podobnie, ale zapewne z podobnej wiary w wartość własnego słowa wyrastała agresywna obecność Baudelaire’a w paryskich drukarniach. Fascynuje mnie owa pewność Artysty, zdradzająca przede wszystkim dbałość o szczegół, o ton, o odcień. Nikt tak indywidualnie i tak wyraziście nie opisał kolorów światła i barw, jak Wyspiański w listach – listach-modlitwach właściwie – „malujących” katedry w Reims i Amiens. Nikt tak szczegółowo nie obmyślił kostiumów dla aktorów własnych dramatów, jak autor Bolesława Śmiałego.

Fascynuje mnie precyzja widoczna w dziełach skończonych i ujawniająca się w projektach witraży, ostatnich dramatów/poematów (Zygmunt August), fascynuje mnie matematyka czasu Zmartwychwstania w Akropolis i odwaga w ostatnim pożegnaniu z Odyseuszem wchodzącym w krainę Hermesa, nie Hadesa. Fascynuje mnie precyzja poety, który również przez ruiny świata i słabość ludzką pozwala prześwitywać promieniom nadziei.

Wyobraźnia Wyspiańskiego jest witrażowa. Oznacza to, że spaja w wytworzonym przedmiocie (także tekście) dwa gesty: gest silny, intonacyjny, dynamicznie skierowany w przestrzeń, i gest kolorystyczny, melodyczny, skupiony na detalach pochodzących z głębokiej refleksji poety lub przenikliwego spojrzenia artysty.

Te dwa rodzaje gestów znajdziemy w pracach o technice aktora Michaiła Czechowa, rozważaniach Leonarda o architekturze i dramaturgii oraz listach Wyspiańskiego. Wszędzie tu spotykamy żywą, namiętną, czasem patetyczną ekspresję twórców ochraniającą detale, fragmenty, delikatne i wielowariantowe cząstki istnienia.

Poruszony obfitością sympozjów na temat Wyspiańskiego, „narodowym” czytaniem Wesela, zdumiony niedawno wydaną, lekką jak piórko (lekce-ważoną) biografią poety, ośmielam się mówić z Chórem z Legionu: „Bracie, zapomniałeś kędy stoisz”.

historyk literatury, teatrolog, profesor nauk humanistycznych. Zajmuje się literaturą romantyczną i studiami nad wyobraźnią.