11/2018

Nie jestem z Goleniowa

Ideą goleniowskiej „Ludzkiej Mozaiki” miał być sprzeciw wobec elitarnych festiwali teatralnych, zamkniętych sal i wyselekcjonowanej publiczności. Impreza, choć zachowała offowy charakter, przez swoją wielkość, różnorodność i przekrój społeczny uczestników zbliżała się do egalitarności dużych festiwali muzyki alternatywnej.

Obrazek ilustrujący tekst Nie jestem z Goleniowa

fot. Monika Bielenis

Odbywający się w podszczecińskim miasteczku festiwal był ewenementem – na pewno na skalę kraju, chociaż tych rozmiarów impreza powinna przekraczać możliwości offu również w dwudziestu kilku innych państwach z wszystkich zamieszkanych kontynentów, z których artyści, animatorzy, ludzie kultury zjechali pod Szczecin. Zjechali tam nie tylko na dziesięć dni trwania „Ludzkiej Mozaiki”, ale długo wcześniej, by wspólnie z Teatrem Brama i goleniowianami przygotować wszystko, co miało w ich trakcie nastąpić. Począwszy od potężnego plenerowego widowiska, opartego na klasycznym albumie Pink Floyd The Wall, wykorzystującego technologie mappingu wideo i gromadzącego na scenie kilkaset osób, skończywszy na zorganizowaniu livestreamu najważniejszych pokazów festiwalu, których zapisy trafią do ogólnodostępnego archiwum online. Miasto zaludniło się wielojęzycznym, barwnym tłumem – i choć brzmi to jak wytrych do mówienia o alternatywnych wydarzeniach, tak w istocie było: tłumnie, barwnie, wielojęzycznie. Sam wróciłem do Warszawy w opasce na nadgarstek, głoszącej „Jestem z Goleniowa”. Po wszystkich poprzednich wizytach w Bramie mogłem – symbolicznie, rzecz jasna – potwierdzić widniejące na niej słowa; tym razem nie śmiałbym.

Program imprezy opiewał na sto sześćdziesiąt dziewięć wydarzeń, zgrupowanych w pięć nurtów „Ludzkiej Mozaiki”. Część prezentacji teatralnych odbywała się więc w ramach XIX Goleniowskich Spotkań Teatralnych „Bramat”, zaś część – konkursowa – w ramach IX Festiwalu Młodości Teatralnej „Łaknienia”; obie te imprezy organizuje Brama co roku, przy czym „Łaknienia”, którym miałem kolejny raz przyjemność jurorować, zwykle mają miejsce w kwietniu. Na „Ludzkiej Mozaice” w osobnym nurcie wyodrębniono eventy muzyczne, bo choć i na dorocznych festiwalach koncerty pojawiały się jako wydarzenia towarzyszące, tu muzycy mieli wyjątkowo szeroką i różnorodną reprezentację, od hiszpańskiej kapeli ulicznej Jingle Django, przez elektronicznego, transowego Spaceboya, po show Czesława Mozila, który nota bene zgromadził największe tłumy, jakie kiedykolwiek w Bramie widziałem. Rozbudowany program dyskusji, prelekcji i warsztatów, skupionych wokół gorących tematów dzisiejszej debaty publicznej – jak wielokulturowość, wychowanie dzieci, ekologia, migracje, prawa społeczności LGBTQ – nazwano, celnie zresztą, Strefą Kontaktu. I choć lokalna „Gazeta Goleniowska” przed festiwalem opublikowała homofobiczny artykuł1 i wulgarne antygejowskie grafiki, przestrzegając przed udziałem w imprezie ze względu na rzekomą homopropagandę, zarówno na spotkaniu z Jej Perfekcyjnością, jak i na przykład na wieczornym pokazie lip-sync drag queen Adelon widzów nie zabrakło. Szczęśliwie podczas festiwalu nie doszło do przykrych incydentów, jakich można by się w tym kontekście spodziewać – jeśli nie liczyć jednego mężczyzny, który postanowił przedyskutować z Czesławem Mozilem różnice w ich wizjach Polski, na scenie, podczas koncertu. Ale że show Mozila zakładał ewentualność podobnych debat, sytuacja zakończyła się pokojowo.

Nie byłoby jednak „Ludzkiej Mozaiki”, gdyby nie nurt piąty, finał projektu europejskiego Caravan Next. Projekt trwał trzy lata, wraz z Bramą objął partnerów z szesnastu europejskich krajów, którzy wspólnie organizowali ponad trzysta wydarzeń kulturalnych i konferencje na wszystkich kontynentach, by domknąć całość właśnie w Goleniowie. Oczywiście bez związanych z nim unijnych funduszy festiwal nie zyskałby takiej skali, choć i tak założenia ekipy Daniela Jacewicza przewyższały oferowane w projekcie kwoty i spora liczba artystów, m.in. ze Stanów i Nepalu, pozyskiwała środki na swój przyjazd i pobyt samodzielnie2. Ważna jest jednak dana w projekcie idea, w ramach której Unia de facto nazwała precyzyjnie to, co i tak polski off robił na co dzień – chodziło o zbudowanie globalnej sieci kontaktów między kulturalnymi aktywistami, którzy w swoich regionach wdrażaliby formuły działania w ramach Social Community Theatre, teatralnej pracy jednoczącej artystów z lokalnymi społecznościami. Czym innym zajmują się teatry z Dzierzgonia, Zgierza czy Raciborza? Eventy Caravan Next zgodnie z offowym duchem często odbywały się w przestrzeniach publicznych, zawsze zakładały inkluzję mieszkańców, również poprzez wykorzystanie nowych technologii, oraz wspólny udział w procesie twórczym i w finalnych widowiskach. Stąd i na „Ludzkiej Mozaice” oprócz wspomnianego The Wall znalazło się wiele akcji performatywnych, gier miejskich, otwartych warsztatów, projekcji filmowych, tematycznych wieczorów muzycznych etc., odbywających się w różnych punktach Goleniowa i współtworzonych przez jego mieszkańców. Przestrzeni niektórym wydarzeniom użyczyły kościoły – na koncercie muzyki klasycznej i operowej czy instalacji Życie Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej spotykało się oczywiście inną widownię niż na spektaklach w zakładzie karnym czy na koncercie Wojtka Cugowskiego w Teatrze Letnim, ale wciąż była to tak samo widownia pozyskana przez Bramę. Po festiwalu zostały w mieście murale, zawierające mocny komentarz polityczny, jak u Mariusza Warasa, czy przypominające o długim wspólnym działaniu, jak w przypadku pracy Riccarda Matlakasa, który dzielił przestrzeń przy murze teatru z robotnikami drogowymi.

Jakkolwiek wszędzie dziś dużo się mówi o inkluzywnym charakterze wydarzeń kulturalnych i o odpowiedzialności kultury za społeczność, często, zwłaszcza w obiegu instytucjonalnym, idee te zostają tylko na papierze, dobrze wyglądając w ofertach pisanych na konkursy dotacyjne. W przypadku Bramowego festiwalu udało się je rzeczywiście zrealizować – nie wiem, czy na poziomie zakładanym przez ideały Social Community Theatre, ale na pewno w najpełniejszy sposób, jaki miałem szansę obserwować. Goleniowianie mocniej niż kiedykolwiek współtworząc imprezę, równie mocno w niej uczestniczyli, integrując się tak z przyjezdnymi artystami i gośćmi, jak i z młodzieżowymi grupami z „Łaknień”. Jacewicz zapowiadał, że ideą „Ludzkiej Mozaiki” jest sprzeciw wobec elitarnych festiwali teatralnych, zamkniętych sal i wyselekcjonowanej publiczności. Rzeczywiście, impreza, choć u podstaw zachowywała offowy charakter, przez swoją wielkość, programową różnorodność i niesłychany przekrój społeczny uczestników – na poziomie odbioru zbliżała się do egalitarności dużych festiwali muzyki alternatywnej w rodzaju katowickiego OFF Festival. Nie znam zresztą drugiego przykładu teatralnego festiwalu, w którym przy wejściu na teren teatru musiałby stać rząd toi-toiów, a zaopatrzenie w dwóch obsługujących widzów food truckach kończyłoby się na długo przed północą, mimo że koncerty i spontaniczne jamy przy ognisku trwały często do rana.

„Ludzka Mozaika”, poza swoim świątecznym, imprezowym charakterem, nie unikała jednak gorzkiego, offowego komentarza do rzeczywistości.

Program pokazów teatralnych „Bramatu” w dużej mierze skupiał się na problemach współczesności, rozliczając się z trwającymi konfliktami, jak w pięknych, poetyckich Pomarańczach i kamieniach palestyńskiego ASHTAR Theatre, gdzie toksyczna relacja sąsiedzkich krajów opowiedziana została podszytą dowcipem choreografią pary niemłodych już aktorów; mierząc się z rosnącym społecznym obłędem w czasach powrotu ksenofobii, jak w Raporcie Panika Artiego Grabowskiego, który, wywodząc swój spektakl-performans z Rolanda Topora, punktuje absurdy, w jakie dajemy się wpędzać, manipulowani medialnymi narracjami; wreszcie – sama Brama w swoim flagowym tytule Ghost Dance namawia do bitnikowskiej z ducha, mentalnej rewolucji, która doprowadzić miałaby do wzmożenia uwagi na innych. Co ciekawe, żadna z tych propozycji nie uderza jednoznacznie w wysokie tony; alternatywny w charakterze, wyrażany z pełną powagą bunt częściej ostatnio pojawia się w produkcjach grup młodzieżowych niż u dojrzałych twórców, u których zaangażowanie w dany społeczno-polityczny problem wyraża się raczej w sprowadzaniu go do absurdu. Najjaskrawiej widać to było w spektaklu Dictators for Dummies amerykańskiego Touchstone Theatre. Przedstawienie celnie obnażało mechanizmy manipulacji i kruchość granicy między populizmem a dyktaturą, ale zrealizowane zostało w formule telewizyjnego late night show, opartego na stand-uperskich dowcipach, rytmizowanego śmiechami z offu i przetykanego chwytliwymi piosenkami. I rzeczywiście, teatralny show był żywy i zabawny, tyle tylko, że jego gospodarzami okazali się dwaj dyktatorzy bananowych republik na przepustkach z więzienia, którzy postanowili w legalny sposób przeprowadzić zbiórkę funduszy dla raczkujących tyranii. Zaproszeni goście – z reguły nieżyjący już historyczni despoci i satrapowie – w formie przewrotnych anegdotek zdradzali, jak łatwo było im siać terror w swoich krajach. Ta satyra odwołująca się do telewizyjnego formatu, poza tym, że jeżyła niekiedy włos gorzką trafnością politycznego komentarza, może dawać nadzieję, że teatr znajduje język, którym jest w stanie kontrować wszędobylskie medialne postprawdy.

Na tej kontrze skupiały się też zasilające program „Ludzkiej Mozaiki” uteatralizowane projekty społeczne. Takim był z pewnością interwencyjny spektakl Kolorowa, czyli biało-czerwona Fundacji Banina, stworzony z myślą o odwiedzaniu szkół, podczas którego młody aktor przedstawia się nieświadomej sytuacji klasie jako kandydat na przewodniczącego szkoły i pokrótce przedstawia kolegom swój oparty na skrajnie prawicowych poglądach program, będący wręcz katalogiem technik manipulacji. Doświadczenie twórców mówi, że prawie zawsze za jego kandydaturą głosuje większość uczniów – tym mocniej działa późniejszy warsztat, rekonstruujący wszystkie techniki, na jakie przed momentem dali się złapać. Szczególnie w kontekście idei Caravan Next i rozbijania wiodących narracji utkwił mi w pamięci opisany w programie jako „spektakl podróżujący” performatywny spacer Poznaj Goleniów z Nastią. Nastia Miedwiediewa, dyplomowana ukraińska aktorka, od lat zasila zespół Bramy, gra w spektaklach, realizuje własne przedstawienia dla dzieci, prowadzi grupy warsztatowe, reprezentuje wraz z Bramą Polskę na zagranicznych festiwalach. Tu – oprowadzała wycieczkę po zakamarkach Goleniowa, przy czym do zebranej pod teatrem grupy festiwalowych widzów dołączali co jakiś czas przechodnie, gromadzili się przy poszczególnych przystankach, odłączali, czując dziwność sytuacji, ewentualnie rzucając w stronę aktorki niewybredne komentarze. Dziwność ta wynikała z wielopiętrowo budowanej ironii: strój Nastii i jej roztrzepanie były wyzywająco błazeńskie, ale ton wypowiedzi – dalece minorowy, początkowa jej opowieść o wyjeździe do Polski i możliwościach, jakie się tu przed nią otworzyły, przeradzała się w upiornie nienaturalne zachwyty nad najbardziej obskurnymi zaułkami poniemieckiego miasteczka, którymi aktorka prowadziła grupę. Pod mijanym pomnikiem Polaków poległych za ojczyznę (a spacer, na którym byłem, odbywał się pierwszego września, więc pomnik tonął w kwiatach) Nastia wpierw opowiadała historie upokorzeń, jakim musiała się poddawać, by utrzymać zgodę na pobyt w kraju. Potem zbierała podpisy pod rekomendacją do wniosku o polskie obywatelstwo, punktując przy tym biurokratyczne absurdy. Wreszcie zainicjowała wspólne śpiewanie Żeby Polska była Polską. Podniosły ton pieśni wobec wcześniejszej litanii krzywd brzmiałby dość niezręcznie i bez świadomości dzisiejszych światopoglądowych sympatii jej autora.

W takich punktach program „Ludzkiej Mozaiki” jednoznacznie przypominał, że już nawet nie obok, ale wewnątrz tkanki społecznej Unii Europejskiej funkcjonują ludzie z perspektywy unijnych programów niewidoczni, marginalizowani, niemający dostępu do ich efektów.

Nastia na początku swojego spaceru rozdawała uczestnikom lateksowe opaski z napisem „Jestem z Goleniowa”; niby to, żeby łatwo ich identyfikować, ale od razu ironicznie dodawała: „Oddajcie je, kiedy skończymy”. Nikt nie oczekiwał ich zwrotu, ale rozumiem sens tej złośliwostki, nie tylko w kontekście oglądanej akcji. Gościnność Bramy, otwartość na każdego, kto w ten czy inny sposób trafia do tamtejszego teatru, przyjaźń ludzi tworzących grupę – wszystko to sprawiało, że do Goleniowa faktycznie jeździłem, jakbym jechał do domu. Dziś, obserwując rozwój tej grupy, wielkość i jakość organizowanych przez nią imprez, słysząc o pozyskanym przez samorząd milionie euro dotacji na nową siedzibę – mogę się cieszyć i podziwiać organizacyjne umiejętności tego goleniowskiego stowarzyszenia. Ale żeby móc nazywać przestrzeń, w której dobrze się czuję, „domem”, musiałbym nie tylko cieszyć się obecnością tam, ale i inwestować w nią własną energię i umiejętności. Zmieniać ją swoim działaniem. Wielokrotnie pisałem, że dzisiejszy teatr offowy alternatywną z ducha krytykę zastanej rzeczywistości przekuł w imperatyw pracy społecznej na rzecz jej zmiany3 – i „Ludzka Mozaika”, tak jak i cała idea Social Community Theatre, potwierdziła tę tezę. Z Goleniowa są więc wszyscy, Touchstone Theater, Riccardo Matlakas, Teatro Potlach – ale nie ja. I widząc, jak silna może być zawiązywana podczas tworzenia festiwalu przez ludzi z całego świata więź, głęboko tego żałuję.

 

1. Zob. L. Ozimek, Lewacka strona „Ludzkiej Mozaiki”, „Gazeta Goleniowska”, 7.08.2018.
2, Zob. L. Ozimek, D. Jacewicz, Zagarnialiśmy widzów, „Gazeta Goleniowska”, 14.09.2018; wersja wideo: goleniowska.com, dostęp: 27.09.2018.
3. Zob. na przykład: A.K. Drozdowski, Symbioza, „Teatr” nr 11/2015.

 

Festiwal „Ludzka Mozaika”
Goleniów, 24 sierpnia – 2 września 2018

pracownik kultury, publicysta, scenograf, animator. Obserwator i praktyk kultury offowej, prowadzi trzeciosektorowy kolektyw DLA KONTRASTU.